poniedziałek, 30 lipca 2018

wtorek, 3 lipca 2018

Zamknięcie podwoi

Z żalem pragnę poinformować, że z racji ostatniego braku aktywności i faktu, że blogi w tematyce miejskiej, w których opowiadania wspólne pisze się w formie postów, z tego co zauważyłam, będąc w innych, przeżywają duży kryzys, postanowiłam zamknąć podwoje Wybrańców.
Niedługo jednak stworzę coś podobnego, ale z akcją w innej aglomeracji i z tworzeniem wspólnych historii w komentarzach, co stało się ostatnio modne.

poniedziałek, 2 lipca 2018

Podsumowanie czerwca

Na początek chciałabym serdecznie przeprosić, że nie zrobiłam go wczoraj, ale wróciłam zbyt późno z wycieczki. (Z maja natomiast nic takiego nie było, gdyż Wybrańcy Rio de Janeiro zaczęli swoją działalność dopiero jego 3-ego dnia.)

Oto zestawienie wszystkich ważnych wiadomości, które wydarzyły się na blogu w ciągu ostatniego miesiąca:

a)  napisane opowiadania: 11
b) nowi mieszkańcy: 1
c) odejścia: 1
d) najaktywniejsza postać: Vidar Maleve z 4 postami

Znalezione obrazy dla zapytania muskularny chłopak

To by było na tyle miłych treści. 

Teraz przejdziemy do upomnień, które w tym miesiącu, z racji roku szkolnego, postanowiłam i tak naliczać, trochę naciągając regulamin, bo byłoby ich więcej. W tym miejscu pragnę przypomnieć, że zapisałam w nim, że tylko osoby, które zgłosiły, iż są w wieku min. licealnym są uprawnione do pisania min. jednego opowiadania na miesiąc. Nikt z Was jak dotychczas tego nie dokonał.
W wyniku tego jedynie  Tãnia Arves otrzymuje 1. z nich. 



PS. Prosiłabym o jak najszybsze odpisywanie na zaległe historie. (Można je znaleźć w kolumnie po lewej stronie strony.)



poniedziałek, 25 czerwca 2018

wtorek, 19 czerwca 2018

Od Hansini Khan - c.d. Cassie Vares


Nareszcie po całym dniu ciężkiej pracy najpierw w klinice, a później w położonym na obrzeżach Rio de Janeiro schronisku dla zwierząt miałam trochę czasu dla siebie. Co prawda musiałam jeszcze wrócić do domu kierując autem przez jego ciemne ulice rozświetlane w tej okolicy jedynie przez nieliczne stare latarnie rzucające na chodniki nikłe strumienie sztucznego światła, ale przynajmniej nie byłam zmuszona już zaprzątać sobie głowy kolejnymi obowiązkami związanymi z moją pracą. A przynajmniej w tej chwili tak mi się wydawało...
Sytuacja jednak diametralnie się zmieniła, gdy tylko umieściłam Porsche w garażu i chwyciłam z tylnego siedzenia torebkę, wyrzucając przy okazji z jej czeluści komórkę. Kiedy bowiem wreszcie wymacałam ją na podłodze i zbliżyłam do oczu, spostrzegłam, że na jej ekranie widnieje charakterystyczny znak oznaczający, że mam jakąś nieodebraną wiadomość. Niechętnie przesunęłam palcem po ekranie w celu uruchomienia urządzenia i ją przycisnęłam. Sekundę później mogłam już odczytać takie oto słowa:
Witaj Han,
Przepraszam, że tak późno, ale czy byłabyś w stanie spotkać się ze mną o 23:00 w barze Sob a serpente de prata ? Koniecznie zabierz też ze sobą Raufę, bo musimy stamtąd natychmiast jechać do
Araras. Szczegóły wyjawię Ci już na miejscu.
- Normalnie cudownie. - westchnęłam ciężko, chowając telefon z powrotem i opuszczając auto oraz pomieszczenie. 
Niemal od razu natknęłam się na Maulika przycinającego żywopłot. 
- Widzę, że moja ukochana siostrzyczka zdecydowała się wreszcie powrócić na łono rodziny. - powiedział na powitanie.
- Oj, daj spokój. Miałam ciężki dzień, a dodatkowo zapowiada mi się kolejna nieprzespana noc. - odrzekłam chłodno w odpowiedzi.
- Kolejne poszukiwania? - domyślił się, przerywając na chwilę swoje zajęcie.
- Na to wygląda. - potwierdziłam, po czym powoli powlokłam się w stronę budy suczki.
Ta, gdy tylko mnie zauważyła, zaczęła jak zwykle głośno szczekać z radości i merdać ogonem.
- Dobrze, już dobrze. - zaśmiałam się, czochrając jej sierść. - Lepiej oszczędzaj energię, bo niedługo ruszamy na misję ratunkową. 
Moja podopieczna od razu zamarła i od tej pory tylko lekko dyszała do momentu aż nie znalazła się w transporterze umieszczonym w bagażniku mego terenowego  Mitsubishi.

***

Na miejscu znalazłyśmy się, z racji małego ruchu, w niecałe czterdzieści minut, więc zdecydowałam się ją trochę oprowadzić po okolicy, aby przed kolejną długą drogą trochę się poruszała. Ja zaś skorzystałam jeszcze z okazji i wysłałam zwrotnego SMS-a do Caetano. 

***

Po pół godzinie zdecydowałam się wejść z nią do środka, ale niestety wszystkie stoliki okazały się w mniejszym lub większym stopniu zajęte. Musiałam, więc przejść z nią przez całą salę, co wyraźnie nie wszystkim się spodobało. (Trzeba tu dodać, że jeszcze nie założyłam jej służbowej kamizelki, a swoją ukrywałam w schowku terenówki.) W końcu dotarłam do ogródka i wypatrzyłam ten, przy którym siedziała tylko jedna dziewczyna paląca papierosa. Nie mając innego wyjścia, ruszyłam w  jej stronę, a gdy znalazłam się dostatecznie blisko, zaindagowałam, jednocześnie próbując udaremnić Raufie jej obwąchanie:
- Wolne?
Nieznajoma w odpowiedzi podniosła na mnie spojrzenie ciemnobrązowych oczu i odparła, gasząc niedopałek:
- Tak, proszę.
Odsunęłam krzesło naprzeciwko niej i zwróciłam się do husky'ego:
- Dobrze, a teraz usiądź grzecznie.
Ten szybko wykonał moje polecenie, a ja przeniosłam swą uwagę na kobietę:
- Mam nadzieję, że nie będzie Pani przeszkadzać jej obecność.

<Cas? Przepraszam, że nie rozwinęłam za bardzo akcji, ale nie miałam za bardzo pomysłu.> 

  


Od Vidara Maleva - c.d. Hendrika Sørensena


- Nie licząc tego, że dałem kolejny argument Tamarze, by uznała mnie za jeszcze bardziej zdesperowanego niż do tej pory i faktu, że Lopes znów się na mnie wściekł za opóźniony raport wszystko jest w jak najlepszym porządku. - odparłem sarkastycznie, wywracając oczami. 
- Nie dramatyzuj, w końcu nawet starcie z tą dziewczyną nie może być aż takie złe, a do naszego szefa miałeś już czas się przyzwyczaić. - stwierdziła starając się za wszelką cenę zachować powagę, co prawdopodobnie by się jej udało, gdyby nie fakt, że mój wyszkolony umysł policjanta potrafił doskonale wyłapywać takie szczegóły jak nieznaczne podniesienie kącików ust, czy zmarszczki wesołości w okolicy oczu. 
- Cóż.. coś w tym jest. - westchnąłem ciężko, mając wielką nadzieję, że nie domyśliła się, że coś przed nią ukryłem, a nawet jeśli to, że nie będzie o to dopytywać.
Nim Samantha zdążyła jakkolwiek zareagować na moje ostatnie słowa, pielęgniarz ściągnął na siebie naszą uwagę chrząkając nieznacznie.
- O co chodzi? - zaindagowałem.
- Skoro wszystko nareszcie jest na dobrej drodze, to może mógłbym już odejść?
- Za moment, najpierw chciałbym Panu coś zwrócić. - tu wyciągnąłem z kieszeni munduru jego nieszczęsną wizytówkę salonu fotograficznego i mu ją podałem.
- Nie będzie już Panu potrzebna, jak się domyślam? - upewnił się, zaciskając na niej palce na tyle mocno, że przez chwilę mogłem widzieć jego kości prześwitujące przez skórę.
- Owszem, nie będzie. - potwierdziłem, puszczając do niego oko. - Ale Pan przy okazji zyskał paru dodatkowych klientów.  
- Czy to już wszystko?
- Jeszcze jedno. Chciałbym bowiem zostać od razu poinformowany, gdy poszkodowana kobieta wreszcie się ocknie, więc proszę wtedy natychmiast skontaktować się ze mną pod tym numerem. - tym razem to ja wręczyłem mu swoją kartkę z szeregiem wydrukowanych liczb. 
- Jasne, ma się rozumieć. - oświadczył, chowając ją w fałdach fartucha. 
- W takim razie do zobaczenia w najbliższym czasie. 
To powiedziawszy wraz z moją koleżanką po fachu udałem się z powrotem do wyjścia.

***

Gdy tylko znaleźliśmy się sami w radiowozie, poczułem na sobie jej wzrok.
- To dokąd teraz jedziemy?
- Najpierw na komendę po psy, a potem znowu na miejsce zdarzenia. 
- Sądzisz, że uda im się cokolwiek tam znaleźć? - zaindagowała, podczas gdy ja uruchamiałem silnik.
- Nie jestem tego pewien, ale obecnie to nasza jedyna szansa, chyba że ten mężczyzna, którego przesłuchiwałaś wyznał Ci coś ciekawego.
- Właściwie to głównie majaczył, ale udało mi się stwierdzić, że napastników było z pewnością kilku i wszyscy mieli zasłonięte twarze oraz jakieś dziwne tatuaże na ramionach.
- Myślisz, że w to mogła być zamieszana jakaś sekta lub inne zgrupowanie?
- Bardzo możliwe, ale dowiemy się tego na pewno dopiero po zapoznaniu się z wersją zdarzeń jego towarzyszki.

<Hendrik?>

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Od Hendrika Sørensena - C.D. Vidara Maleva


Trzask zamykanych drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Świetnie, znów zostałem zostawiony z policjantem sam na sam. Historia lubi się powtarzać.
- A więc? - kobieta wyprostowuje się i zamyka notatnik leżący na jej kolanach. Jej wzrok przenika mnie i czuję, jak z każdą sekundą, kiedy nic nie mówię, ona przeczesuje mój umysł wyłapując wszystkie tajemnice, które chowam. Czuję, jak moje usta wyginają się w uśmiech, którego nie potrafię powstrzymać.
Nieee, ta sytuacja w ogóle nie jest stresująca.
- Nic, literówka, czy coś - wzruszam ramionami, opierając dłoń na szyi. Mimo tego, że na nią nie patrzę, czuję, jak jej wzrok robi się jeszcze bardziej intensywny, jakby doskonale wiedziała, że wszystko zmyślam. Wzdycham ciężko, łapiąc zza siebie stołek i siadam na przeciwko Samanthy. Samantha, tak miała na imię, prawda?
- Zaszło małe nieporozumienie - próbuję skupić na czymś wzrok, ale jedyne, co widzę, to Samantha, poszkodowani leżący z tyłu sali i wiecznie krzątająca się Beatriz. - Ja - pokazuje na siebie, mając wrażenie, że przez całą sytuację, tracę przejrzystość języka, którym mówię. Może już dawno przeskoczyłem na inny, tylko nikt nie chce zwrócić mi uwagi? Powtarzam to samo słowo kilka razy, upewniając się, że wciąż mówię po portugalsku. Świetnie, teraz Samantha naprawdę musi myśleć, że urwałem się z psychiatryka.
- Jestem pielęgniarzem, nie lekarzem. Kolega wciągnął mnie w tą całą sytuację. Myślał, że robi dobrze, ale no cóż, nie o to żadnemu z nas chodziło.
Usta kobiety formują małe "o", ale nie wydaje się bardzo zdziwiona albo załamana całą sytuacją. To dobrze.
- Czyli Vidar pojechał na komisariat, aby poprawić błędy w kartotece? - znów otwiera notatnik i pisze coś gorączkowo w rogu jednej z zapisanych kartek. Po chwili zatrzaskuje zeszyt tak mocno, że sam podskakuję na stołku.
- Znaleźliśmy odpowiedniego doktora, wszystko jest pod kontrolą, spokojnie - chcę się uśmiechnąć, ale wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas jestem uśmiechnięty.- Może Pani tutaj poczekać, ja będę w pobliżu, gdyby Pani czegoś potrzebowała.
Wstaję ze stołka, próbując zmarszczyć brwi i wyglądać poważnie. Jeżeli Vidar chciał, żebym mówił do niego per Pan, to i do niej pewnie muszę się tak zwracać. Ona przytakuje z półuśmiechem na twarzy i wraca do zapisywania czegoś w notesie.
W sekundzie, w której odstawiam stołek na bok, obok mnie pojawia się Beatriz ze swoimi wielkimi oczami i skrzywioną miną.
- Usiądź przy komputerach, ja nie potrafię- nie zdąża dokończyć, kiedy poszkodowany mężczyzna zaczyna mruczeć coś pod nosem i brunetka już stoi przy jego łóżku, poprawiając kroplówkę i rzucając mi wdzięczne spojrzenie. Wskazuje Samathcie, która jakimś cudem właśnie zwróciła na mnie wzrok miejsce, w którym będę prawdopodobnie do końca zmiany. Ona znów przytakuje i po raz kolejny wraca do swoich obszernych notatek.
Nie mam czasu nawet się usadowić na rozklekotanym fotelu, kiedy mój telefon schowany w jednej z kieszeni fartucha zaczyna wibrować.
Świetnie.
Odbieram połączenie, nie mając siły patrzeć, kto dobija się do mnie w takiej sytuacji.
- Co tam się działo? - zdeformowany przez połączenie głos Silvio buczy w moich uszach i mam ochotę cisnąć komórkę o ścianę.
- Ciesz się, że mnie nie wywalili, bo dostałoby ci się - siadam głębiej na krześle, które stęka pod moim ciężarem.
- No co ty!
- Wisisz mi coś, naprawdę. - wzdycham, zerkając na monitory. Wszystko wydaje się być w porządku, więc zakładam nogi na biurko, próbując chociaż odrobinę się zrelaksować - Tylko nie kawę, proszę, nie kawę.
- Uch - słyszę szuranie i dźwięk upadającego metalu, potem stłumione przekleństwo. To nie może być głos Silvio, więc nie jest sam. Jeszcze lepiej. - Ktoś jest w złym humorze.
Nie mam siły dłużej rozmawiać z ratownikiem, więc rozłączam się bez kolejnego słowa. Próbuję znaleźć jakiś błąd na wykresach migających na komputerach, ale nie mogę nic znaleźć. To będzie bardzo ciekawa zmiana.

Nic nie dzieje się przez większość czasu, próbuję wstać z miejsca i pomóc Beatriz w ogarnianiu poszkodowanych, ale ona tylko spycha mnie na bok i z krzywym uśmiechem sama zajmuje się rannymi. Po długim czasie nie robienia niczego, co pomogłoby światu, albo chociażby zabiło nudę, która panuje w sali, mam wrażenie, że umrę z tej całej apatii. Całą tą monotonię przerywa po raz kolejny, ile razy historia może się powtarzać, Vidar wchodzący spokojnym krokiem do sali. Ma na sobie nowy mundur i kamienną twarz. Mimowolnie wzdycham z ulgą, wstając z krzesła. Samantha wstaje w praktycznie tej samej sekundzie, jednak nie rusza w stronę mężczyzny, tylko stoi z podniesionymi brwiami i palcami zaciśniętymi kurczowo na notesie w jej dłoniach. Wszyscy tkwimy nieruchomo w miejscu, bojąc się wziąć głośniejszy oddech. Atmosfera ciąży jak głęboka mgła i mam wrażenie, że jak zrobię jakikolwiek ruch, wszystko zepsuje i okaże się, że nic nie udało się poprawić w raporcie i wyląduję na bruku. Po chwili w gęstej ciszy wybrzmiewa głos Samanthy, który o dziwo nie brzmi tak dramatycznie, jak wyobrażam sobie tą całą sytuację.
- I jak?

Vidar?