wtorek, 19 czerwca 2018

Od Hansini Khan - c.d. Cassie Vares


Nareszcie po całym dniu ciężkiej pracy najpierw w klinice, a później w położonym na obrzeżach Rio de Janeiro schronisku dla zwierząt miałam trochę czasu dla siebie. Co prawda musiałam jeszcze wrócić do domu kierując autem przez jego ciemne ulice rozświetlane w tej okolicy jedynie przez nieliczne stare latarnie rzucające na chodniki nikłe strumienie sztucznego światła, ale przynajmniej nie byłam zmuszona już zaprzątać sobie głowy kolejnymi obowiązkami związanymi z moją pracą. A przynajmniej w tej chwili tak mi się wydawało...
Sytuacja jednak diametralnie się zmieniła, gdy tylko umieściłam Porsche w garażu i chwyciłam z tylnego siedzenia torebkę, wyrzucając przy okazji z jej czeluści komórkę. Kiedy bowiem wreszcie wymacałam ją na podłodze i zbliżyłam do oczu, spostrzegłam, że na jej ekranie widnieje charakterystyczny znak oznaczający, że mam jakąś nieodebraną wiadomość. Niechętnie przesunęłam palcem po ekranie w celu uruchomienia urządzenia i ją przycisnęłam. Sekundę później mogłam już odczytać takie oto słowa:
Witaj Han,
Przepraszam, że tak późno, ale czy byłabyś w stanie spotkać się ze mną o 23:00 w barze Sob a serpente de prata ? Koniecznie zabierz też ze sobą Raufę, bo musimy stamtąd natychmiast jechać do
Araras. Szczegóły wyjawię Ci już na miejscu.
- Normalnie cudownie. - westchnęłam ciężko, chowając telefon z powrotem i opuszczając auto oraz pomieszczenie. 
Niemal od razu natknęłam się na Maulika przycinającego żywopłot. 
- Widzę, że moja ukochana siostrzyczka zdecydowała się wreszcie powrócić na łono rodziny. - powiedział na powitanie.
- Oj, daj spokój. Miałam ciężki dzień, a dodatkowo zapowiada mi się kolejna nieprzespana noc. - odrzekłam chłodno w odpowiedzi.
- Kolejne poszukiwania? - domyślił się, przerywając na chwilę swoje zajęcie.
- Na to wygląda. - potwierdziłam, po czym powoli powlokłam się w stronę budy suczki.
Ta, gdy tylko mnie zauważyła, zaczęła jak zwykle głośno szczekać z radości i merdać ogonem.
- Dobrze, już dobrze. - zaśmiałam się, czochrając jej sierść. - Lepiej oszczędzaj energię, bo niedługo ruszamy na misję ratunkową. 
Moja podopieczna od razu zamarła i od tej pory tylko lekko dyszała do momentu aż nie znalazła się w transporterze umieszczonym w bagażniku mego terenowego  Mitsubishi.

***

Na miejscu znalazłyśmy się, z racji małego ruchu, w niecałe czterdzieści minut, więc zdecydowałam się ją trochę oprowadzić po okolicy, aby przed kolejną długą drogą trochę się poruszała. Ja zaś skorzystałam jeszcze z okazji i wysłałam zwrotnego SMS-a do Caetano. 

***

Po pół godzinie zdecydowałam się wejść z nią do środka, ale niestety wszystkie stoliki okazały się w mniejszym lub większym stopniu zajęte. Musiałam, więc przejść z nią przez całą salę, co wyraźnie nie wszystkim się spodobało. (Trzeba tu dodać, że jeszcze nie założyłam jej służbowej kamizelki, a swoją ukrywałam w schowku terenówki.) W końcu dotarłam do ogródka i wypatrzyłam ten, przy którym siedziała tylko jedna dziewczyna paląca papierosa. Nie mając innego wyjścia, ruszyłam w  jej stronę, a gdy znalazłam się dostatecznie blisko, zaindagowałam, jednocześnie próbując udaremnić Raufie jej obwąchanie:
- Wolne?
Nieznajoma w odpowiedzi podniosła na mnie spojrzenie ciemnobrązowych oczu i odparła, gasząc niedopałek:
- Tak, proszę.
Odsunęłam krzesło naprzeciwko niej i zwróciłam się do husky'ego:
- Dobrze, a teraz usiądź grzecznie.
Ten szybko wykonał moje polecenie, a ja przeniosłam swą uwagę na kobietę:
- Mam nadzieję, że nie będzie Pani przeszkadzać jej obecność.

<Cas? Przepraszam, że nie rozwinęłam za bardzo akcji, ale nie miałam za bardzo pomysłu.> 

  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz