Ojciec wychodzi z domu trzaskając drzwiami. Siedzę skulona pod ścianą wciąż drżąc, po awanturze z pijakiem. Mój nadgarstek krwawi delikatnie po zbyt mocnym uścisku. Naciągam na ranę rękaw bluzki i obejmuję kolana ramionami. Kładę na nich głowę i zamykam oczy. Po policzku spływa mi jedna, malutka łza wyczerpania takim życiem. Zapadam w lekki sen, a bardziej w stan czuwania. Od razu po tym budzi mnie stukanie. Podnoszę głowę i orientuję się, że ktoś puka do drzwi. Wstaję pospiesznie i jeszcze bardziej naciągam rękaw na wciąż krwawiącą ranę. Ostrożnie otwieram drzwi, obawiając się, że to ojciec, ale on zwykle wchodził bez takich subtelności. Oddycham z ulgą, gdy zamiast niego widzę przewyższającego mnie o dwie głowy blondyna. Jest ubrany przyzwoicie, więc nie sądzę, że jest to jeden ze znajomych mojego ojca. Witam się i zapraszam do środka. Szybko sprzątam puszki piwa z niezbyt wygodnej kanapy i proponuję przybyszowi wodę. Ten jednak odmawia. Wyjaśnia, że jest z policji i przychodzi w sprawie zabójstwa jednej z osób, u której sprzątam. Inspektor prosi mnie o odpowiedź na kilka pytań, a ja wiedząc, że jestem niewinna, bez problemu się zgadzam.
- Kiedy ostatnio była Pani u zamordowanego? – pada pierwsze pytanie.
- Dwa dni temu, w poniedziałek – mówię.
- Czy nie zauważyła Pani czegoś niepokojącego podczas wizyty?
- Nie, nie miałam nawet jak. Kiedy u niego byłam, zawsze zamykał się w gabinecie, gdzie nie mogłam wejść. Drzwi zawsze były otwarte, więc gdy do niego przyszłam, mógł już nie żyć – wytłumaczyłam.
- Kiedy ostatnio była Pani u zamordowanego? – pada pierwsze pytanie.
- Dwa dni temu, w poniedziałek – mówię.
- Czy nie zauważyła Pani czegoś niepokojącego podczas wizyty?
- Nie, nie miałam nawet jak. Kiedy u niego byłam, zawsze zamykał się w gabinecie, gdzie nie mogłam wejść. Drzwi zawsze były otwarte, więc gdy do niego przyszłam, mógł już nie żyć – wytłumaczyłam.
<Vidar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz