Praca na trzy zmiany ma jedną znaczącą wadę, a jest nią całkowite rozregulowanie zegara biologicznego. Właśnie z tego powodu, pomimo iż zaczynałem dziś pracę o czternastej, na nogach byłem już od trzeciej nad ranem. To wręcz niesamowite jak bardzo wydłuża się doba, jeśli wstanie się o poranku. Udało mi się posprzątać cały dom, zrobić zakupy oraz przygotować posiłek, który po powrocie z pracy wystarczy tylko podgrzać. Czasu spokojnie wystarczyło również na zabranie psów na indywidualne spacery połączone z treningami. O ile jednak spacery ze Sierrą i Cliffem minęły względnie spokojnie i przyjemnie, o tyle Coffee miała dziś wyjątkowo zły humor połączony z wyjątkowym pechem.
Począwszy od faktu, iż wykorzystując chwilę mojej nieuwagi wyrwała mi się, niemalże kończąc życie pod kołami przejeżdżającej akurat ciężarówki podczas gdy bezmyślnie przebiegała przez ulicę zwabiona przez jakiś niesamowicie atrakcyjny zapach, przez kompletną niemożność skupienia się nawet na najprostszych zadaniach podczas treningu, aż po rozcięcie sobie łapy za pomocą rozbitego szkła leżącego w trawie. Skaleczenie to okazało się na tyle poważne, że nie udało mi się zatrzymać krwawienia samym opatrunkiem i niewykluczone, że potrzebne będzie szycie zranionej opuszki. W każdym razie powinien to zobaczyć weterynarz. Z tego właśnie powodu zabrałem Coff do najbliższego gabinetu weterynaryjnego. Co prawda był on jeszcze zamknięty, jednak wkrótce pojawiła się lekarka niosąc w transporterze kota. Dla Coffee było to zdecydowanie za dużo i suka zaczęła wyrywać się całkowicie ignorując ranną łapę. Na szczęście jednak udało mi się ją uspokoić i kiedy nadeszła nasza kolej, weszliśmy do gabinetu. Gdy wyjaśniłem lekarce co nas tu sprowadza i założyłem Coff kaganiec, kobieta zaczęła zdejmować opatrunek znajdujący się na rozciętej łapie.
<Hansini?>
Począwszy od faktu, iż wykorzystując chwilę mojej nieuwagi wyrwała mi się, niemalże kończąc życie pod kołami przejeżdżającej akurat ciężarówki podczas gdy bezmyślnie przebiegała przez ulicę zwabiona przez jakiś niesamowicie atrakcyjny zapach, przez kompletną niemożność skupienia się nawet na najprostszych zadaniach podczas treningu, aż po rozcięcie sobie łapy za pomocą rozbitego szkła leżącego w trawie. Skaleczenie to okazało się na tyle poważne, że nie udało mi się zatrzymać krwawienia samym opatrunkiem i niewykluczone, że potrzebne będzie szycie zranionej opuszki. W każdym razie powinien to zobaczyć weterynarz. Z tego właśnie powodu zabrałem Coff do najbliższego gabinetu weterynaryjnego. Co prawda był on jeszcze zamknięty, jednak wkrótce pojawiła się lekarka niosąc w transporterze kota. Dla Coffee było to zdecydowanie za dużo i suka zaczęła wyrywać się całkowicie ignorując ranną łapę. Na szczęście jednak udało mi się ją uspokoić i kiedy nadeszła nasza kolej, weszliśmy do gabinetu. Gdy wyjaśniłem lekarce co nas tu sprowadza i założyłem Coff kaganiec, kobieta zaczęła zdejmować opatrunek znajdujący się na rozciętej łapie.
<Hansini?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz