Przez dłuższą chwilę stałem z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy zbyt zszokowany tym, co przed chwilą usłyszałem by móc w jakikolwiek sposób zareagować. Co prawda czułem wyraźnie narastającą w moim wnętrzu wściekłość, która niczym magma wulkaniczna szukała ujścia, ale zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że gdybym dał jej się tak po prostu ponieść, zostałbym oskarżony o napaść na pracownika mundurowego, z czego nawet mój szef nie byłby już w stanie mnie w żaden sposób wybronić, nieważne jak bardzo nieodpowiedzialny człowiek do tego doprowadził, na czym ze względu na fakt, że od razu raz na zawsze straciłbym możliwość zatrudnienia w zawodzie i widywania synka z pewnością mi nie zależało. Wziąłem, więc tylko kilka głębokich oddechów z przymkniętymi oczami, po czym, wbijając najbardziej chłodne spojrzenie na jakie mnie było stać w mężczyznę, oświadczyłem metalicznym tonem, przechodząc przy okazji na oficjalny tok rozmowy:
- Jeśli mam być do końca z Panem szczery, to zdążyłem się już czegoś podobnego domyślić po Pana wczorajszym dziwnym zachowaniu i podsunięciu mi wizytówki usług fotograficznych.
- Czyli jednak Pan ją zauważył...
- Oczywiście, że tak. Zawsze mam zwyczaj przeglądania wieczorem wszystkiego, co może mi umożliwić posuwanie dalej śledztwa, nad którym obecnie pracuję.
- Mogę spytać czemu w takim razie zawdzięczam fakt, że nie zdemaskował mnie Pan wcześniej? - zaindagował wyraźnie się odprężając.
- Cóż... Mój ojciec, będący psychiatrą, stwierdził, że wśród lekarzy takowe pomyłki są czymś w rodzaju normy, więc postanowiłem zrzucić ten fakt na karb całego zamieszania na miejscu zbrodni.
- W takim razie to, że jestem uratowany zawdzięczam także i jemu. - podsumował.
- Powoli, jeszcze nie jest to takie pewne. - ostudziłem jego entuzjazm, czując przynajmniej trochę satysfakcji z tego, że mogę go potrzymać w niepewności przez kolejne kilkadziesiąt sekund. - Nie powiedziałem przecież, że nie zgłoszę nigdzie tego, że utrudniał Pan przeprowadzanie przeze mnie czynności służbowych poświadczając poniekąd nieprawdziwe dane o sobie.
- Ale chyba za okoliczności łagodzące można uznać fakt, że się przyznałem. - znów zaczął się obawiać o własną przyszłość.
- Zgadza się i to tylko rzeczywiście powstrzymuje mnie od wniesienia oskarżenia przeciwko Panu.
- Nawet nie zdaje sobie Pan sobie sprawy z tego jak cudownie dla mnie to słyszeć! - wykrzyknął nawet nie próbując ukrywać swego entuzjazmu, co spowodowało, że po raz pierwszy od samego początku musiałem się chociaż trochę uśmiechnąć.
- Z tym, że wciąż pozostaje jeden mały, ale dość poważny problem, a właściwie dwa. Po pierwsze: potrzebuję wszelkich namiarów na LEKARZA, który obecnie zajmuje się interesującymi nas poszkodowanymi.
- To się da załatwić bardzo szybko.
- Drugim jest natomiast fakt, że zdążyłem już oddać raport z wczorajszego dnia do przejrzenia komendantowi. Jeśli jednak będzie Pan miał szczęście, to jeszcze go nie przeczytał. Aby się tego dowiedzieć muszę jednak wykonać jeden telefon.
Nie czekając na jego odpowiedź i chcąc za wszelką cenę uniknąć ponownego naruszenia przez niego swojej przestrzeni osobistej, wyciągnąłem z kieszeni munduru komórkę i, wybrawszy odpowiedni numer, udałem się najszybciej jak mogłem w mniej zaludnioną część korytarza.
<Hendrik?>
- Jeśli mam być do końca z Panem szczery, to zdążyłem się już czegoś podobnego domyślić po Pana wczorajszym dziwnym zachowaniu i podsunięciu mi wizytówki usług fotograficznych.
- Czyli jednak Pan ją zauważył...
- Oczywiście, że tak. Zawsze mam zwyczaj przeglądania wieczorem wszystkiego, co może mi umożliwić posuwanie dalej śledztwa, nad którym obecnie pracuję.
- Mogę spytać czemu w takim razie zawdzięczam fakt, że nie zdemaskował mnie Pan wcześniej? - zaindagował wyraźnie się odprężając.
- Cóż... Mój ojciec, będący psychiatrą, stwierdził, że wśród lekarzy takowe pomyłki są czymś w rodzaju normy, więc postanowiłem zrzucić ten fakt na karb całego zamieszania na miejscu zbrodni.
- W takim razie to, że jestem uratowany zawdzięczam także i jemu. - podsumował.
- Powoli, jeszcze nie jest to takie pewne. - ostudziłem jego entuzjazm, czując przynajmniej trochę satysfakcji z tego, że mogę go potrzymać w niepewności przez kolejne kilkadziesiąt sekund. - Nie powiedziałem przecież, że nie zgłoszę nigdzie tego, że utrudniał Pan przeprowadzanie przeze mnie czynności służbowych poświadczając poniekąd nieprawdziwe dane o sobie.
- Ale chyba za okoliczności łagodzące można uznać fakt, że się przyznałem. - znów zaczął się obawiać o własną przyszłość.
- Zgadza się i to tylko rzeczywiście powstrzymuje mnie od wniesienia oskarżenia przeciwko Panu.
- Nawet nie zdaje sobie Pan sobie sprawy z tego jak cudownie dla mnie to słyszeć! - wykrzyknął nawet nie próbując ukrywać swego entuzjazmu, co spowodowało, że po raz pierwszy od samego początku musiałem się chociaż trochę uśmiechnąć.
- Z tym, że wciąż pozostaje jeden mały, ale dość poważny problem, a właściwie dwa. Po pierwsze: potrzebuję wszelkich namiarów na LEKARZA, który obecnie zajmuje się interesującymi nas poszkodowanymi.
- To się da załatwić bardzo szybko.
- Drugim jest natomiast fakt, że zdążyłem już oddać raport z wczorajszego dnia do przejrzenia komendantowi. Jeśli jednak będzie Pan miał szczęście, to jeszcze go nie przeczytał. Aby się tego dowiedzieć muszę jednak wykonać jeden telefon.
Nie czekając na jego odpowiedź i chcąc za wszelką cenę uniknąć ponownego naruszenia przez niego swojej przestrzeni osobistej, wyciągnąłem z kieszeni munduru komórkę i, wybrawszy odpowiedni numer, udałem się najszybciej jak mogłem w mniej zaludnioną część korytarza.
<Hendrik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz