poniedziałek, 18 czerwca 2018

Od Hendrika Sørensena - C.D. Vidara Maleva


Trzask zamykanych drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Świetnie, znów zostałem zostawiony z policjantem sam na sam. Historia lubi się powtarzać.
- A więc? - kobieta wyprostowuje się i zamyka notatnik leżący na jej kolanach. Jej wzrok przenika mnie i czuję, jak z każdą sekundą, kiedy nic nie mówię, ona przeczesuje mój umysł wyłapując wszystkie tajemnice, które chowam. Czuję, jak moje usta wyginają się w uśmiech, którego nie potrafię powstrzymać.
Nieee, ta sytuacja w ogóle nie jest stresująca.
- Nic, literówka, czy coś - wzruszam ramionami, opierając dłoń na szyi. Mimo tego, że na nią nie patrzę, czuję, jak jej wzrok robi się jeszcze bardziej intensywny, jakby doskonale wiedziała, że wszystko zmyślam. Wzdycham ciężko, łapiąc zza siebie stołek i siadam na przeciwko Samanthy. Samantha, tak miała na imię, prawda?
- Zaszło małe nieporozumienie - próbuję skupić na czymś wzrok, ale jedyne, co widzę, to Samantha, poszkodowani leżący z tyłu sali i wiecznie krzątająca się Beatriz. - Ja - pokazuje na siebie, mając wrażenie, że przez całą sytuację, tracę przejrzystość języka, którym mówię. Może już dawno przeskoczyłem na inny, tylko nikt nie chce zwrócić mi uwagi? Powtarzam to samo słowo kilka razy, upewniając się, że wciąż mówię po portugalsku. Świetnie, teraz Samantha naprawdę musi myśleć, że urwałem się z psychiatryka.
- Jestem pielęgniarzem, nie lekarzem. Kolega wciągnął mnie w tą całą sytuację. Myślał, że robi dobrze, ale no cóż, nie o to żadnemu z nas chodziło.
Usta kobiety formują małe "o", ale nie wydaje się bardzo zdziwiona albo załamana całą sytuacją. To dobrze.
- Czyli Vidar pojechał na komisariat, aby poprawić błędy w kartotece? - znów otwiera notatnik i pisze coś gorączkowo w rogu jednej z zapisanych kartek. Po chwili zatrzaskuje zeszyt tak mocno, że sam podskakuję na stołku.
- Znaleźliśmy odpowiedniego doktora, wszystko jest pod kontrolą, spokojnie - chcę się uśmiechnąć, ale wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas jestem uśmiechnięty.- Może Pani tutaj poczekać, ja będę w pobliżu, gdyby Pani czegoś potrzebowała.
Wstaję ze stołka, próbując zmarszczyć brwi i wyglądać poważnie. Jeżeli Vidar chciał, żebym mówił do niego per Pan, to i do niej pewnie muszę się tak zwracać. Ona przytakuje z półuśmiechem na twarzy i wraca do zapisywania czegoś w notesie.
W sekundzie, w której odstawiam stołek na bok, obok mnie pojawia się Beatriz ze swoimi wielkimi oczami i skrzywioną miną.
- Usiądź przy komputerach, ja nie potrafię- nie zdąża dokończyć, kiedy poszkodowany mężczyzna zaczyna mruczeć coś pod nosem i brunetka już stoi przy jego łóżku, poprawiając kroplówkę i rzucając mi wdzięczne spojrzenie. Wskazuje Samathcie, która jakimś cudem właśnie zwróciła na mnie wzrok miejsce, w którym będę prawdopodobnie do końca zmiany. Ona znów przytakuje i po raz kolejny wraca do swoich obszernych notatek.
Nie mam czasu nawet się usadowić na rozklekotanym fotelu, kiedy mój telefon schowany w jednej z kieszeni fartucha zaczyna wibrować.
Świetnie.
Odbieram połączenie, nie mając siły patrzeć, kto dobija się do mnie w takiej sytuacji.
- Co tam się działo? - zdeformowany przez połączenie głos Silvio buczy w moich uszach i mam ochotę cisnąć komórkę o ścianę.
- Ciesz się, że mnie nie wywalili, bo dostałoby ci się - siadam głębiej na krześle, które stęka pod moim ciężarem.
- No co ty!
- Wisisz mi coś, naprawdę. - wzdycham, zerkając na monitory. Wszystko wydaje się być w porządku, więc zakładam nogi na biurko, próbując chociaż odrobinę się zrelaksować - Tylko nie kawę, proszę, nie kawę.
- Uch - słyszę szuranie i dźwięk upadającego metalu, potem stłumione przekleństwo. To nie może być głos Silvio, więc nie jest sam. Jeszcze lepiej. - Ktoś jest w złym humorze.
Nie mam siły dłużej rozmawiać z ratownikiem, więc rozłączam się bez kolejnego słowa. Próbuję znaleźć jakiś błąd na wykresach migających na komputerach, ale nie mogę nic znaleźć. To będzie bardzo ciekawa zmiana.

Nic nie dzieje się przez większość czasu, próbuję wstać z miejsca i pomóc Beatriz w ogarnianiu poszkodowanych, ale ona tylko spycha mnie na bok i z krzywym uśmiechem sama zajmuje się rannymi. Po długim czasie nie robienia niczego, co pomogłoby światu, albo chociażby zabiło nudę, która panuje w sali, mam wrażenie, że umrę z tej całej apatii. Całą tą monotonię przerywa po raz kolejny, ile razy historia może się powtarzać, Vidar wchodzący spokojnym krokiem do sali. Ma na sobie nowy mundur i kamienną twarz. Mimowolnie wzdycham z ulgą, wstając z krzesła. Samantha wstaje w praktycznie tej samej sekundzie, jednak nie rusza w stronę mężczyzny, tylko stoi z podniesionymi brwiami i palcami zaciśniętymi kurczowo na notesie w jej dłoniach. Wszyscy tkwimy nieruchomo w miejscu, bojąc się wziąć głośniejszy oddech. Atmosfera ciąży jak głęboka mgła i mam wrażenie, że jak zrobię jakikolwiek ruch, wszystko zepsuje i okaże się, że nic nie udało się poprawić w raporcie i wyląduję na bruku. Po chwili w gęstej ciszy wybrzmiewa głos Samanthy, który o dziwo nie brzmi tak dramatycznie, jak wyobrażam sobie tą całą sytuację.
- I jak?

Vidar?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz