środa, 13 czerwca 2018

Od Hendrika Sørensena - C.D. Vidara Maleva

POPRZEDNIE OPOWIADANIE

Mimo tego, że jeszcze tak naprawdę nic nie było wiadome w mojej sprawie i przyszłość mojej pracy wisiała praktycznie na włosku, odetchnąłem z ulgą, gdy Vidar odszedł na bok, żeby wykonać telefon na posterunek.
Opieram się o zimną ścianę korytarza i zsuwam się, lądując na ziemi.
Mija mnie jedna z pielęgniarek, z którą kiedyś dzieliłem dyżur. Nagle zatrzymuje się i cofa w głąb korytarza, stając przede mną ze zmarszczonymi brwiami.
- Co ty robisz na kardio?
Wzruszam ramionami. Ona (z tego co pamiętam ma na imię Sara albo coś takiego) siada na podłodze obok mnie i zakłada wypadające z wysokiego koka pojedyncze kosmyki ciemnych włosów za uszy. Spoglądam ukradkiem na plakietkę przypiętą nad kieszonką fartucha. Cholera, jednak nazywa się Camilla.
- Jak ci się pracuje tutaj? - rzucam po chwili, wwiercając wzrok gdzieś przed siebie, na jedne z półprzymkniętych drzwi. Ona śmieje się cicho.
- Paradoksalnie - wzdycha lekko, podnosząc się - potrzeba tu więcej kawy niż na SORze. Tak przy okazji, to właśnie idę po jedną, chcesz może?
Przytakuję i dziękuję jej pod nosem. Kiedy obserwuję, jak znika za jednym z zakrętów, ktoś podchodzi do mnie. Gdy podnoszę wzrok, orientuję się, że to Vidar, który widocznie skończył już rozmowę.
- Szczęśliwie dla ciebie, komendant nie zdążył przejrzeć raportu. Muszę go poprawić, ale do tego potrzebuję danych lekarza, który zajmuje się poszkodowanymi.
- Oczywiście - uśmiecham się szeroko, wstając z podłogi. - Już się robi.

Doktor Gabriel Moraes ma szeroką, spokojną twarz i spokojny półuśmiech pod siwymi wąsami.  Jego kilt jest poplamiony, a okulary wygięte w jedną stroną nieco bardziej. Nigdy nie pracowałem u jego boku, ale słyszałem z historii innych, że jest miłym i wyrozumiałym człowiekiem. Wydaje się być zadowolony z tego, jakimi pacjentami się zajmuje i śmieje się głośno, gdy streszczam mu historię pomyłki. Może mieć sześćdziesiąt parę lat, bez problemu rozumie całą sytuacje i podaje swoje personalia policjantowi, notorycznie pstrykając długopisem, który trzyma w dłoni. Na pożegnanie klepie mnie po plecach tak mocno, że prawie tracę równowagę.
- No, to powodzenia. Wam obu.
Zostajemy wypchnięci za drzwi i znów lądujemy na korytarzu, tym razem na innym piętrze. Teraz tylko znaleźć się i wrócić do przerażonej Beatriz.
O cholera, mam nadzieje, że Beatriz nikomu nie wygadała tego, co się stało w sali-
- W takim razie- prędki tok moich myśli przerywa głos Vidara, który rozgląda się po korytarzu, poprawiając kurtkę. Już chcę mu odpowiedzieć, kiedy słyszę tupot czyiś stóp i dyszenie. Zza rogu nagle wyłania się Camilla z dwoma kubkami w dłoniach i zdeterminowaną miną na twarzy (choć nie jestem pewien, czy nie jest po prostu zła). A, tak, kawa.
- Tu jesteś! - nagle hamuje tuż przed nami, jakimś cudem udaje się jej zatrzymać centymetry przede mną i nie rozlać nawet kropelki parującego napoju. - Szukałam cię po całym szpitalu! Gdzie ty się szlajasz?
Nie mam ochoty opowiadać jej całej zawiłej historii, więc tylko uśmiecham się, dziękując za kawę. Ona zakłada ciemne kosmyki za uszy i macha na odchodnym, odbiegając w kolejny korytarz.
Przykładam kubek do ust i już po pierwszym łyku czuję, jak mój język płonie. Kawa, nie dość, że jest gorzka jak cholera, to jest niezwykle gorąca. Automatycznie odskakuję i już chcę wołać Camillę, bo zaraz, co to za kawa, kiedy słyszę czyjś syk i podnoszę wzrok.
O, świetnie.
Nie mogę powiedzieć, że Vidar wygląda na zdenerwowanego, ale na pewno nie jest zadowolony z kawy, która właśnie pojawiła się na jego koszuli. Sam nie wiem, co zrobić, ale odkładam kubek na ziemię i wyciągam rękaw fartucha, chcąc nim spróbować choć trochę doczyścić plamę.

Vidar?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz