czwartek, 31 maja 2018

Dwie ankiety

W związku z konkursem na stronie Saloniku Howrse, do którego planuję zgłosić nasz blog, prosiłabym o zamieszczenie w komentarzu pod tym postem imienia i nazwiska postaci według Was:
a) najładniejszej,
b) o najciekawszym formularzu
Jako, że chciałabym, aby wyniki były jak najbardziej obiektywne, prosiłabym o niegłosowanie na własnych bohaterów.

Z góry dziękuję.
Główna administratorka. 


PS. Głosowanie trwa do 15.06. godz. 24:00. 

Od Hendrika Sørensena

Środa.
Przynajmniej tak mi się wydaje, równie dobrze to może być czwartek albo wtorek, nawet piątek-
Kiedy nic ciekawego nie dzieje się w szpitalu, dni zlepiają się ze sobą, bo żaden niczym się nie wyróżnia, a jedynym zadaniem czekającym na ciebie jest podawanie leków i obserwowanie monitorów z migającymi informacjami; są jedynie dwie opcje, które mogą rozwiązać nudę : albo stanie się coś ciekawego i automatycznie monotoniczność zostanie przerwana, albo nic się nie stanie i będziesz gnić do końca zmiany.
W sali, którą nadzorowałem razem z jedną z starszych pielęgniarek, Vitórią, nic się nie działo. Jak zawsze.
Dwóch pacjentów leżało spokojnie, jeden coś pomrukiwał pod nosem gdy Vitória się przy nim krzątała. I nic prawdopodobnie nie stałoby się, gdyby nie trzask dochodzący z korytarza.
Drzwi nagle otwierają się z hukiem i do sali wparowuje Silvio, jeden z ratowników pogotowia. Nie wiem, co ktoś z ambulansu może robić na OIOMIe, szczególnie popołudniem tak parnego dnia, kiedy na pewno ktoś gdzieś zemdlał na ulicy. Podnoszę jedynie brwi wysuwając głowę zza monitora. Silvio łapie ze mną kontakt wzrokowy i mimo, że jesteśmy dość daleko od siebie, widzę podekscytowanie malujące się w jego oczach i mimowolnie wstaje z krzesła. On podbiega do mnie i łapie za rękę tak mocno, że przez chwilę nie potrafię myśleć o niczym innym, niż jego długich palcach wciskających się w moje ramię.
- Brakuje nam ludzi, jedziesz z nami - mówi na jednych wydechu, rozglądając się wielkimi oczami po sali. Dwa łóżka są puste, dwa naprzeciwko siebie zajęte przez naszych pacjentów. Spoglądam kątem oka na Vitórię, która przytakuje, jakby chciała powiedzieć, że sobie poradzi.
- Dobra, niech będzie.

W ambulansie trzęsie, a kierowca jedzie tak szybko, jakby ktoś trzymał mu pistolet przy skroni i popędzał. Chcę zapytać się, co takiego się stało, że brakuje personelu, kiedy Silvio nagle odchrząkuje głośno.
- Wypadek, zderzyły się dwa samochody osobowe, z tego co wiem, to chyba sześć, siedem osób rannych.
- Czemu brakuje wam ludzi - nie jestem pewien, czy zabrzmiało to jak pytanie, ale jestem skupiony na przelatywaniu wzrokiem po szafkach i sprawdzaniu, co tak naprawdę mogę zrobić jako pielęgniarz a nie lekarz. Kątem oka widzę, jak Silvio wzrusza ramionami burcząc coś pod nosem.
Dojeżdżamy do miejsca wypadku po jakiś piętnastu minutach i wszyscy zeskakują na ziemię. Wtedy zdaje sobie sprawę, że oprócz mnie, Silvia i kierowcy jest tylko jeszcze jeden ratownik, co nie ma sensu, bo kiedy rano zaglądałem na SOR było ich jeszcze z dwóch.
- Silvio, co ty- nie zdążam ochrzanić Portugalczyka, bo on łapie mnie podekscytowany za rękę (znowu cholernie mocno) i ciągnie gdzieś do przodu.
- Słuchaj, wiem, że miałeś ostatnio urodziny i słyszałem, że mówiłeś coś ostatnio o tym, że jedyne, czego potrzebujesz, to pomoc przy czyimś morderstwie i akurat tak wyszło, że zobacz! - Silvio wypycha mnie przed siebie i ląduję przed żółtą taśmą. Za nią stoi trójka ludzi nachylających się nad czymś na ziemi. Odwracam się w stronę ratownika, który obserwuje wszystko z iskierką w oczach, ale widzę podenerwowany grymas na jego twarzy.
- To miejsce zbrodni! - wykrzykuje on, nie pozwalając mi nic powiedzieć - Potrzebowali ratowników, bo była dwójka rannych no i jeden tam leży i podobno nawet długo! Nie o tym mówiłeś?
- To był sarkazm, idioto - równocześnie mam ochotę go uderzyć i śmiać się z niego. Silvio nie wydaje się być urażony, wręcz podskakuje wyżej, pokazując coś w oddali.
- Patrz, Ines już poszła do jednego poszkodowanego, chodźmy do tego drugiego!

---

- ...mężczyzna, czterdzieści dwa lata, Portugalczyk, jak nie odsuną mnie od pracy przez to, to będzie wspaniale - Silvio podnosi na mnie wzrok spod zmarszczonych brwi. Kończy zawijać bandaż na nodze rannego i podnosi się.
- Jakby cię to obchodziło - podnosi brwi wyzywająco i ma rację. Nielegalne czy nie, to całkiem niezła zabawa, scena zbrodni, robienie z siebie prawdziwego lekarza, może nawet detektywa-
Silvio robi nagle wielkie oczy i obraca się na pięcie, znikając w ambulansie. Już chcę go wyśmiać, kiedy słyszę odchrząknięcie za sobą.
- Rozumiem, że pan jest lekarzem? - blondyn o zimnym spojrzeniu, wyższy o głowę ode mnie, spogląda na mnie z kamienną twarzą. Zauważam odznakę policyjną przypiętą do paska i automatycznie się uśmiecham.
Zabiję Silvia i będzie to bardzo powolna śmierć.
- Tak, tak. Hendrik Sørensen. Pan? - ściskam dłoń mężczyzny, wyraz jego twarzy się nie zmienia.
- Vidar Maleve. Inspektor, wydział kryminalny. Co z nim? - ruchem głowy wskazuje na ambulans stojący za nami i sam już nie wiem, czy chodzi mu o poszkodowanego, czy o samego ratownika, który tak szybko uciekł, gdy on się pojawił. Wzruszam ramionami, mając nadzieję, że wystarczy mu taka odpowiedź.
- Widział pan ciało?
No teraz to cię Silvio ukatrupię.
- Jeszcze nie, dopiero przyjechaliśmy - mam wrażenie, że uśmiech zajmuje większość mojej twarzy. Myślałem, że przez pójście na pielęgniarstwo zamiast na medycynę uda mi się uniknąć zajęć w prosektorium, a tu proszę, mam właśnie spotkać się twarzą w twarz z trupem.
Mężczyzna robi gest ręką, jakby zapraszał mnie na scenę zbrodni. Przechodzę niepewnie pod żółtą taśmą i prawie trafiam w plecy jednej z osób nachylających się nad zmarłym. Kiedy łapię równowagę, staję obok nich, spoglądając jednym okiem zza kartek w dłoni na leżącą kobietę.
Ma ciemne, długie włosy i letnią sukienkę na sobie, to mógł być praktycznie każdy, od Brazylijki po turystkę, choć jest blada, ale to chyba nie cecha, tylko to, że to jest  t r u p-
- I co? - muszę dłuższy czas stać w bezruchu, patrząc się na kobietę i pracowników w kombinezonach krzątających się wokół niej. Odwracam głowę w bok i znów stykam się z wcześniejszym blondynem. Jezu, ile można. Musi kierować całym tym śledztwem. Mam nadzieję, że nie zauważył, że kompletnie nie wiem, co mam robić.
Silvio, masz mocno przerąbane.
Już chcę zacząć coś mówić z nadzieją, że w potoku słów pojawi się choć odrobina sensu, kiedy ktoś ciągnie mnie za tył fartucha. Odwracam głowę i widzę, kogo mógłbym się spodziewać, Ines ze zmarszczonymi brwiami. Zza drzwi ambulansu wystaje głowa Silvio, który po sekundzie wyciąga kciuki w górę. Ratownik musiał nie wprowadzić swojej współpracowniczki głęboko w swój pokrętny plan, bo wydawała się być niemało zdziwiona.
- Hend- Doktorze Sørensen - widzę, jak bardzo powstrzymuje się przed przewróceniem oczami - Bierzemy poszkodowanych na obserwacje - podnoszę brwi jak najwyżej mogę, próbując dać jej znak, że potrzebuję wymówki na wyjście z tej niezręcznej sytuacji - Plus, dostaliśmy wiadomość, że jest pan potrzebny na oddziale.
Próbuję udać zawiedzionego, gdy odwracam się z powrotem w stronę inspektora. Z jego miny wynika, że nie kupuje niczego, co się dzieje, ale i tak uśmiecham się przepraszająco.
- Obowiązki wołają.
- No ale przepraszam bardzo- przed powrotem do ambulansu zatrzymuje mnie silna ręka, która opada na moje ramię. Cholera, pewnie nie dość, że mierzy sobie ze dwa metry, to jeszcze ma mięśnie ze stali - Co z ciałem?
- Och- Wszyscy jakby zatrzymują to, co robili, żeby patrzeć, jak siłuję się z dłonią inspektora położoną na moim ramieniu. Żeby jakoś, chociaż jakoś wyjść z sytuacji zaczynam nerwowo grzebać po kieszeniach i wysuwam pierwszy lepszy papierek, który znajduje w odmętach fartucha - w razie czego, proszę skontaktować się ze mną prywatnie.
Bez kolejnego słowa wskakuje do ambulansu, mając nadzieje, że kupił mój blef.
- Niezła akcja! Ale jazda!
Mam ochotę zdzielić Silvia w tę jego roześmianą gębę, ale powstrzymuję się, przeszukując jeszcze raz kieszenie fartucha. Mimo wszystko jestem ciekaw, co dostało się policjantowi, paragon, może stary kupon albo zużytą kartę podarunkową, kiedy orientuję się, czego mi brakuje.
- Cholera - syczę pod nosem. Automatycznie podskakuje do mnie Silvio. Ten człowiek jest niemożliwy, może być o dziesięć lat starszy ode mnie, jak nie więcej, a zachowuje się jak dziesięciolatek.
- Co się stało? Widziałem, że wcisnąłeś mu coś, nieźle, żeby go zdezorientować! Co mu dałeś?
Świetnie, nie dość, że upokorzyłem się przed jakimś obcym policjantem, to jeszcze Silvio tym bardziej się ode mnie nie odczepi.
- Dałem mu niechcący moją wizytówkę. Fotograficzną. Świetnie.

---

Tak samo, jak środa (środa? To chyba była środa) była dniem pełnym emocji, tak w czwartek nic się nie działo. Przenieśli mnie z dwupacjentowej sali do innego miejsca, gdzie miałem zajmować się dwójką poszkodowanych, których zgarnęliśmy dzień wcześniej. Kobieta po sześćdziesiątce wciąż była nieprzytomna, mężczyzna, którego wcześniej opatrywał Silvio był pod obserwacją, bo mówił coś o wstrząsie mózgu. Nic naprawdę się nie dzieje, oprócz kilku problemów, które sprawia mężczyzna, bo łóżko niewygodne, a to telewizor nie działa. Rozkładam książkę na kolanach, mając na oku monitory i pacjentów, ale jedynym dźwiękiem innym, niż pikanie maszyn jest szum klimatyzacji, więc wszystko jej okej.
Nagle, mój telefon energicznie wibruje, prawie spadając ze stołu. Łapię go w ostatniej chwili z krawędzi biurka, by zobaczyć na podświetlonym ekranie spokojnie z dziesięć wiadomości od Silvio.

10:16
słuchaj
ALE AKCJA
zgadnij, kto jest na SORZE
ten policjant z wczoraj
ciekawe
PYTA O CIEBIE COOO
"gdzie jest doktor sorensen"
ale jazda
jesteś już martwy chyba haha

Już przykładam telefon do policzka, żeby zadzwonić do ratownika, kiedy drzwi sali otwierają się i zza nich wyłania się głowa Ines.
- Sørensen - gdyby mogła, strzelałaby laserami z oczu, wygląda na niewiarygodnie wściekłą. Nagle za nią pojawia się jasnowłosy inspektor z wczoraj, wciąż o tym samym, kamiennym wyrazie twarzy. Obok niego stoi kobieta z nieco mniej poważną miną. - Inspektor Vidar Maleve, wydział kryminalny, ale chyba się już znacie.
Na odchodnym przewraca oczami, kiedy rzucam jej wdzięczne spojrzenie.
- Mam nadzieję, że wszystko po naszym wyjeździe poszło jak po maśle - gubię słowa, oglądając się, czy nikogo nie ma w sali, oprócz nas i leżących pacjentów. Beatriz, moja współpracownica z sali krząta się przy kobiecie, ale wydaje się zbyt zajęta, by słuchać. Vidar podnosi brwi.
- Chcemy przesłuchać świadków. Samantha - kobieta stojąca obok niego podaje mi dłoń uśmiechając się łagodnie. Odwzajemniam uśmiech ściskając jej drobną rękę.
- Kobieta jest nieprzytomna, ale z mężczyzną możecie gadać - pochylam się lekko, usuwając im się z drogi. Oboje podchodzą do łóżka, a Beatriz odskakuje, skruszona i wraca pod monitor. Samatha podchodzi do niej i zagląda przez ramię, co robi pielęgniarka na komputerze. Przez chwilę chodzę po sali w tę i z powrotem, próbując się czymś zająć, kiedy w ciszy wybrzmiewa głos policjanta.
- Doktorze Sørensen - podskakuję, czując, jak stopy wrastają mi w białą posadzkę. Mężczyzna robi gest ręką, jakby zapraszał mnie, bym stanął obok niego. Już chcę to zrobić i dalej grać postać poważnego lekarza, gdy słyszę szurnięcie krzesła i Beatriz wstaje zza komputera.
- Doktorze? - robi wielkie oczy.
 - Tak, tak, à propos tego- łapię ramię inspektora i jestem lekko zdziwiony tym, jak twarde jest jego ramię, cholera, facet jest napakowany- Poproszę pana na chwilę na stronę.
Kiedy znajdujemy się w bezpiecznej odległości od Beatriz i jej wielkich, przerażonych oczu, puszczam ramię mężczyzny. Udaje mi się odetchnąć, gdy opieram się o ścianę korytarza. Wyszliśmy gdzieś dalej, bo nie kojarzę ludzi krzątających się między półotwartymi salami.
- Słuchaj, ilu osobom powiedziałeś...pan - sam nie jestem pewien, jak mam się do niego zwracać, ale nie wygląda na o wiele starszego ode mnie, więc decyduje się na bardziej bezceremonialne podejście - o tym, że jestem lekarzem?
- Czy to ma znaczenie? - podnosi brwi pytająco. Chyba nie sprawdził wizytówki, którą mu wcisnąłem wczoraj, dzięki bogu.
- Ma, ponieważ - biorę głęboki oddech, próbując patrzeć się blondynowi prosto w oczy, ale jego chłodne spojrzenie mnie spina, więc odwracam wzrok - Nie jestem lekarzem.
Przez chwilę stoimy w ciszy, kiedy próbuję pozbierać myśli i wyjść z całej sytuacji z żartem, kiedy Vidar odchrząkuje.
- Przepraszam, co?
- Jestem pielęgniarzem - wzruszam ramionami uśmiechając się przepraszająco- Długa historia z całą tą wczorajszą akcją, krótko mówiąc kolega myślał, że zrobi mi przysługę, gdy pojedziemy na miejsce zbrodni. Nie pomyślał o tym, że mogę być wzięty za pełnoprawnego lekarza...I tak dalej.
Blondyn wzdycha ciężko i już chce odejść, kiedy instynktownie łapię go za rękaw munduru.
- Tylko proszę, nie składaj skargi albo coś...Przełożony o tym nie wie. No, praktycznie nikt o tym nie wie, oprócz mnie i tych, co byli ze mną wczoraj. No i ciebie. Proszę, zrobię wszystko.
Mam wrażenie, że mężczyzna zaraz strzeli mnie w twarz, albo zostawi na korytarzu i poleci zgłosić to, co się stało, choć nie potrafię odczytać wyrazu jego twarzy.

Vidar Maleve?

Hendrik Sørensen

Don't cry because it's over, smile because it happened. 
Dr. Seuss

https://78.media.tumblr.com/836f938a6235cc1782c6787914a2d311/tumblr_inline_obuwdi9EJN1tae3h3_500.gif 

Hendrik  (Tak, nie Henrik, Hendrik - jego ojcu zależało na jak najbardziej oryginalnym imieniu dla syna. Potulnie nazywany Henry.)  Sørensen
  Klasa średnia | Pielęgniarz OIOM-u w jednym z większych szpitali w centrum, na boku dorabia jako fotograf.
  27 lat | 29.05.
Amerykanin duńskiego pochodzenia | Kopenhaga
 Głos: Troye Sivan

Charakter: Jaki jest Hendrik? Nazywa się realistą, choć w rzeczywistości jest ogromnym optymistą, tak ogromnym, że szlag może kogoś trafić przez jego nieustannie pozytywne patrzenie na świat. W końcu zawsze mogło być gorzej, a teraz może być tylko lepiej, prawda? Może się wydawać odrobinę infantylny przez swoje radosne usposobienie, ale potrafi zachować się poważnie, kiedy tego potrzeba.
Nie zbliżaj się do ognia bo się poparzysz.
Porywczy i impulsywny, często najpierw czyni, potem myśli. Często daje ponieść się emocjom, nie myśląc o konsekwencjach, nie zastanawia się i podejmuje decyzje nagle, dopiero później zdaje sobie sprawę, co zrobił. Czasem wychodzi mu to na dobre, ale w większości sytuacji...no cóż, nie wszystko kończy się dobrze. Lubi prowokować i zdarza mu się powiedzieć rzeczy, których żałuje.
Nie szuka bójek i problemów, chociaż i tak one znajdują jego (najczęściej zostawiając go z podbitym okiem lub posiniaczonymi żebrami w jakiejś ciemniej alejce).
Żartowniś jakich mało, zrobi wszystko, żeby cię pocieszyć i rozweselić, w s z y s t k o, by na twojej twarzy pojawił się uśmiech. Naprawdę mało rzeczy bierze na poważnie, większość zbywa machnięciem ręki czy wzruszeniem ramion. Życie jest przecież żartem, nieprawdaż?

Mówiłam, że się poparzysz. Na co ci to było?
Niezwykle ambitny i pewien siebie, dąży do swoich celów bez względu na okoliczności. Ponadto kiedy na jego drodze pojawiają się jakieś przeszkody, nie tylko nie zamierza z ich powodu zawracać czy rezygnować z obranego celu, ale czuje się wówczas jeszcze bardziej zmotywowany do działania i odważnie staje do walki.
Może i jest naiwny ale nie jest głupi. Hendrik to człowiek o niezwykle pogodnym usposobieniu, nawet jeżeli coś go trapi, próbuje nie pokazywać tego po sobie.
Jest osobą nie rozumiejącą pojęcia przestrzeni osobistej - kiedy tylko będzie na to okazja będzie cię przytulał, trzymał za rękę, klepał po plecach, łapał w czasie rozemocjonowania. W dodatku niezwykle szybko zaczyna ufać ludziom, uważając ich od razu za swoich przyjaciół, nawet jeżeli powiedzieli w jego stronę zaledwie jeden komplement. Łatwowierny, łatwo go przekupić i bardzo prosto go przechytrzyć. Cholerny gaduła, potrafi nawijać bez przerwy o wszystkim i niczym.
Oprócz niezwykłej upartości w dążeniu do celu i ideologii, że większość zasad jest stworzona, by je łamać (oraz odwiecznego wzruszania ramionami, to jakby jego znak rozpoznawczy), Hendrik po ojcu odziedziczył talent aktorski, którym z chęcią się popisuje - jest łakomy na pochwały, choć nie pyszny w swoim zachowaniu. W dodatku nauczył się od niego pracowitości i zapału do nauki, który przydał mu się, gdy jako jedenastolatek wyjechał do Ameryki z matką.
Cierpliwy bez granic, nawet kiedy się irytuje, nie pozwala tego po sobie pokazać. Zależy mu na tym, aby osoby wokół których się obraca go lubiły i tolerowały. Można go porównać do plastra, jak już się do ciebie przylepi, naprawdę trudno będzie się go pozbyć (choć jeżeli otwarcie powiesz, że masz go dosyć, zostawi cię w spokoju). Mimo tego, jeżeli konkretna osoba wyjątkowo mu przeszkadza, potrafi być opryskliwy i chamski; jest w stanie jej pokazać otwarcie, że jest znudzony jej obecnością lub, że po prostu jej nie lubi. Szczery do bólu, nieobawiający się konsekwencji.
Nie jest osobą pamiętliwą, woli zostawiać przeszłość za sobą i żyć chwilą. Szybko wybacza ludziom nawet, jeżeli wcześniej bardzo go zranili.
Hendrik jest dość leniwą osobą - nie zrobi czegoś, co mógłby zrobić następnego dnia, będzie odkładał wszystko na ostatnią chwilę. Poza tym jest niezwykle zapominalski, jeżeli czegoś nie zrobi od razu, jest duża szansa, że o tym po prostu zapomni; dlatego z jego kalendarza wystaje tysiąc kolorowych karteczek a w telefonie miga co najmniej dziesięć przypomnień. W dodatku jest niezdarny, chociażby potrafi potknąć się o własną nogę albo rozbić kubek po prostu trzymając go w dłoniach.
Cholerny flirciarz, chociaż zna granice i wie, kiedy przestać.
Dba o dobro innych bardziej niż o siebie, jest empatą i altruistą; potrafi oddać wszystko nawet nieznanej osobie, jeżeli wie, że ona potrzebuje tego bardziej niż on.
Aparycja: Hendrik to szczupły mężczyzna mierzący sobie nieco ponad metr dziewięćdziesiąt. Chodzi z podniesioną głową, dumnie paradując po korytarzach szpitala z uśmiechem na twarzy, bez względu na to, czy biegnie po kawę dla zaprzyjaźnionego lekarza, czy idzie powiadomić rodzinę pacjenta o pogorszeniu jego stanu.
Jest nawet przystojny, przynajmniej sam tak uważa - ma ładną, podłużną twarz; jasne oczy, które swoim błękitem potrafią zatrzymać praktycznie każdego; trochę duży nos, ale nie jest aż tak źle, nie?; kasztanowe, kędzierzawe włosy, zawsze w artystycznym nieładzie, bez względu na to czy zamieć, deszcz czy słońce na dworze; zaraźliwy uśmiech, który przechodzi z niego na kolejne dwadzieścia osób, które mija; bo psiakrew, naprawdę ciężko znaleźć go nie wyszczerzonego, a co dopiero, o bogowie, smutnego, o to trzeba się postarać. Wygląda jak dzieciak i mimo tego, że zbliża się do trzydziestki, nie raz proszono go o pokazanie dowodu, bo nie dość, że wyglądem, to jeszcze zachowaniem przypomina licealistę.

Piegi. Ma je wszędzie. Jest ich tysiące i pokrywają każdy możliwy centymetr jego ciała, w niektórych miejscach tak blisko siebie, tak skupione, że trudno ocenić, czy to faktycznie znamiona, czy może Hendrik ma bielactwo i tak naprawdę partie bez piegów to te o nienaturalnym kolorze.
Ubiera się schludnie, choć niektórzy i tak uważają, że za dziecinnie na swój wiek (kto mógł wiedzieć, że na zebraniu przełożony będzie wymagał krawatów? Krawatów?). W czym najczęściej go spotkasz? Oprócz fartucha narzuconego niedbale na jeden z miliardów kolorowych t-shirtów, które posiada, czy swetrów wyglądających, jakby zszył ze sobą kilka rożnych materiałów jest duża szansa, że pojawi się w koszuli, najlepiej takiej we wzory; bo kto nosi jeden kolor?
Trochę kiedyś ćwiczył, ale po jakimś czasie mu się to znudziło (jak wszystko), więc zaprzestał, choć efekty wciąż są widoczne. W dodatku ciągłe przenoszenie ciężkich pacjentów, czy przesuwanie łóżek nie pozwoliło mu usiąść na miejscu i pozwolić tkance mięśniowej po prostu zniknąć.
Za lewym uchem ma wytatuowane małe serduszko, nazywane przez niego potulnie największym, kurna, błędem życia, bo zostało zrobione w środku nocy, w jednym z obskurniejszych salonów Hartford i na pewno ani on, ani jego znajomi nie byli trzeźwi wparowując do tatuażysty. Mimo to, uważa tatuaż za jakiś element fizycznej nostalgii, tęsknoty za latami spędzonymi z przyjaciółmi i matką w Ameryce i chociaż to trochę głupie, że pracownik szpitala ma tatuaż serca za uchem, wcale aż tak się go nie wstydzi.
Partner: Czy można powiedzieć, że Henry jest zdesperowany? ....może? W każdym razie nie pogardziłby kimś, kto zostałby z nim na dłużej.
Rodzina:
• Niels Sørensen - ojciec, duński programista i informatyk. Nigdy nie miał dobrego kontaktu z synem. Gdy on i matka Hendrika rozwiedli się, ich relacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Niels został w Kopenhadze i systematycznie przesyła pieniądze na urodziny syna, na tym kończy się jego ojcowska miłość. To on zniechęcił Hendrika do powrotu do Europy, choć po skończeniu studiów zastanawiał się nad podróżą do Danii. Henry wciąż próbuje nie winić go za zniszczone dzieciństwo pełne podniesionych głosów i zatrzaskiwanych drzwi, ale wie, że to nie była wina kogokolwiek innego. Nie żywi do niego większej nienawiści, ale nie potrafi powiedzieć, że lubi swojego ojca.
• Samantha Murphy - matka, Amerykanka, autorka kilku noweli. Po rozwodzie wróciła do rodzinnych stron - USA, zabierając ze sobą jedenastoletniego Hendrika. Ciepła i otwarta kobieta, nie przepuszczająca okazji na odwiedzenie syna. To właśnie Samantha namówiła syna na podróż do Brazylii, by zdobył doświadczenie, jakimś cudem właśnie tam się zatrzymał. Zbierają się na wszelkie okazje i świętują razem, albo w kawalerce Hendrika w Rio, albo w domku jednorodzinnym rodziny Murphy w Hartford, Connecticut.
• Jette Sørensen - młodsza siostra przyrodnia, o której istnieniu dowiedział się niecałe trzy lata temu. Radosna trzynastolatka sama skontaktowała się z nim, gdy dowiedziała się, że syn jej ojca żyje za oceanem. Jetta dziennie potrafi wysłać kilkadziesiąt wiadomości, opowiadając o swoim dniu, choć najczęściej Hendrik dostaje je podczas dyżuru, ze względu na różnicę czasu. Ona obgaduje z nim znajomych z klasy, a on opowiada jej najciekawsze sytuacje ze szpitala. Nie znają się aż tak dobrze, ale Henry zdążył mocno przywiązać się do młodszej siostrzyczki.

 Zainteresowania: Oczywiście, jak przystało na człowieka związanego z leczeniem ludzi, Hendrik potrafi non stop siedzieć nad książkami medycznymi czy encyklopediami zgłębiając wiedzę. Mimo to, jego największym hobby jest fotografia i doczekał się nawet kilkunastu klientów, którym robi płatne sesje, bo zdjęcia potrafi robić, i to jakie. Uwielbia pomagać i z chęcią byłby wolontariuszem w schronisku, jednak jego alergia go zatrzymuje, wiec kończy się tylko na dotacjach dla fundacji. Jego wieczna chęć pomocy wiąże się z tym, że bierze na siebie każdy obowiązek, jaki może i często siedzi na dyżurze godzinami, choć nic się nie dzieje. W związku ze swoją impulsywnością Hendrik potrafi zmieniać zainteresowania jak rękawiczki - jednego dnia będzie zafascynowany tańcem towarzyskim, drugiego zajmie się szydełkowaniem. Mimo to, jak fotografia przyczepiła się do niego, gdy dostał na swoje piąte urodziny pierwszy, zabawkowy aparat, tak została do teraz. Oprócz tego śpiewa i wychodzi mu to całkiem, całkiem nieźle.
Telefon: Hendrikowi zależało głównie na tym, by telefon szybko się nie wyładowywał, bo dyżury mogą być równie nudne, jak i ciekawe, więc wyszukał w internecie telefony o najdłuższym życiu baterii. Dostał mu się Huawei Mate.

Pojazd: Honda Rebel z odzysku. Henry wciąż nie może uwierzyć, że kupił ten motor w tak niskiej cenie.
Inne zdjęcia:
*1.
*2.

*3.
*4. 

*5.
*6.
*7.
*8. 

*9.
Upomnienia: ---
Zwierzęta: Hendrik ma alergię na praktycznie każde zwierzę, co uniemożliwia mu posiadanie jakiegokolwiek pupila, chociaż uwielbia wszystkie czworonogi.
Pozostałe inf.: 

*Podkradał adrenalinę ze szpitalnych półek, ale powoli wychodzi z nałogu. 
*Oprócz angielskiego i duńskiego dość płynnie posługuje się portugalskim i norweskim. 
*Nie potrafi wypić kawy bez mleka. 
*Na stres reaguje śmiechem, co czasami powoduje niezręczne sytuacje w szpitalu (Wyszczerzony pielęgniarz oznajmia ci, że twój pacjent jest w stanie krytycznym? Nic nowego dla współpracowników Hendrika.)
*Jak alkohol, to tylko kolorowe drinki!
Właścicielka: Ceresowa

Od Tãnii Arves - c.d. Vidara Maleva


Ojciec wychodzi z domu trzaskając drzwiami. Siedzę skulona pod ścianą wciąż drżąc, po awanturze z pijakiem. Mój nadgarstek krwawi delikatnie po zbyt mocnym uścisku. Naciągam na ranę rękaw bluzki i obejmuję kolana ramionami. Kładę na nich głowę i zamykam oczy. Po policzku spływa mi jedna, malutka łza wyczerpania takim życiem. Zapadam w lekki sen, a bardziej w stan czuwania. Od razu po tym budzi mnie stukanie. Podnoszę głowę i orientuję się, że ktoś puka do drzwi. Wstaję pospiesznie i jeszcze bardziej naciągam rękaw na wciąż krwawiącą ranę. Ostrożnie otwieram drzwi, obawiając się, że to ojciec, ale on zwykle wchodził bez takich subtelności. Oddycham z ulgą, gdy zamiast niego widzę przewyższającego mnie o dwie głowy blondyna. Jest ubrany przyzwoicie, więc nie sądzę, że jest to jeden ze znajomych mojego ojca. Witam się i zapraszam do środka. Szybko sprzątam puszki piwa z niezbyt wygodnej kanapy i proponuję przybyszowi wodę. Ten jednak odmawia. Wyjaśnia, że jest z policji i przychodzi w sprawie zabójstwa jednej z osób, u której sprzątam. Inspektor prosi mnie o odpowiedź na kilka pytań, a ja wiedząc, że jestem niewinna, bez problemu się zgadzam.
- Kiedy ostatnio była Pani u zamordowanego? – pada pierwsze pytanie.
- Dwa dni temu, w poniedziałek – mówię.
- Czy nie zauważyła Pani czegoś niepokojącego podczas wizyty?
- Nie, nie miałam nawet jak. Kiedy u niego byłam, zawsze zamykał się w gabinecie, gdzie nie mogłam wejść. Drzwi zawsze były otwarte, więc gdy do niego przyszłam, mógł już nie żyć – wytłumaczyłam.

<Vidar?>

niedziela, 27 maja 2018

Od Matthewa Chaveza - c.d. Silvany Bragançy



-A ja Matthew - Uśmiechnął się do dziewczyny. -Miło mi - Podałem jej rękę.
Dziewczyna odwzajemniła mi uśmiech i uścisnęła moją rękę. Po chwili niezręcznej ciszy postanowiłem się odezwać.
-To twój pies? - Zapytałem.
-No oczywiście - Powiedziała zadowolona.
-Mogę wiedzieć jak się wabi? - Spojrzałem na pieska, który już od dłuższego czasu siedział w wodzie.
-Sealiah.
-Ładne imię. Masz jeszcze jakieś zwierzaki? - Przeniosłem wzrok na dziewczynę.
-Tak, konia Tyberiusza Klaudiusza dos Sonhosa - Uśmiechnęła się.
-Ciekawe imię - Powiedziałem rozbawiony.
-Każdy tak mówi, a twój szczurek? - Zapytała.
-To jest Rocky. Prawdziwy samiec alfa - Zaśmiałem się pod nosem.
-Gdy tylko na niego spojrzałam, coś tak przeczuwałam, że to dowódca stada - Dziewczyna chyba zrozumiała, że mówiąc samiec alfa, mam na myśli tchórz i powiedziała to z rozbawieniem w głosie.
-Szczerze mówiąc to... nie widziałaś go gdzieś tutaj? - Zapytałem po chwili rozglądając się.
-Przed chwilą przecież na tobie siedział - Rozejrzała się.
-On ma wrodzone ADHD - Wstałem otrzepując się z pisaku i zacząłem szukać wzrokiem szczura.
-No właśnie widzę - Powiedziała wołając swojego psa.
-Kurde, no znów to samo - Westchnąłem.
-Pomogę Ci go szukać - Odrzekła szybko rozglądając się za szczurem.

***

Po dziesięciu minutach bezskutecznego chodzenia po plaży, usiadłem zrezygnowany na piasek.
-Nie wierzę... zgubiłem go - Powiedziałem załamany.
-Na pewno go znajdziemy - Dziewczyna lekko poklepała mnie po ramieniu na znak otuchy.
-Nie sądzę, on jest... - Nie zdążyłem dokończyć, ponieważ próbując sięgnąć wodę z plecaka, dotknąłem czegoś miękkiego -Chwileczkę - Złapałem kulkę futra i wyciągnąłem ją z torby -ROCKY! - Wydarłem się na całą plażę, przez co ludzie dziwnie się na mnie spojrzeli -TY DE*ILU! - Wrzasnąłem już dosyć zdenerwowany gdy zwierzak ugryzł mnie w rękę -JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ?! - Wrzuciłem zwierzę do plecaka a następnie zasunąłem suwak oddychając przy tym bardzo szybko.

piątek, 25 maja 2018

Od Anthonego Morena

Dźwięk otwieranych drzwi wywabił z salonu drzemiące tam psy. Powitanie przez trzy merdające ogony sprawiało, że nawet po najbardziej wyczerpujących dwunastogodzinnych dyżurach jak ten dzisiejszy, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Wypuściłem zwierzaki do ogrodu, a sam wszedłem do domu. Z wieszaka w przedpokoju zdjąłem trzy smycze a z szafki poniżej wyjąłem kaganiec dla Coffee - mój mózg pracował na zdecydowanie zbyt wolnych obrotach by mieć szansę zareagować zanim czekoladowa suka wbije w coś zęby. Zapiąłem psy na smycze i powoli wyszliśmy na długo wyczekiwany przez czworonogi spacer.
Generalnie każde wyjście z nimi było dla mnie doskonałym sposobem na wypoczynek, jednak dziś czułem się wyjątkowo niepewnie. Jakby tego było mało nie zwracałem wystarczającej uwagi na to, gdzie tak właściwie idziemy i w pewnym momencie dotarło do mnie, że znajdujemy się w centrum Rio de Janeiro. Nagłe uświadomienie sobie, że dookoła mnie znajduje się tak wiele zupełnie obcych osób mogło skończyć się tylko w jeden sposób.
Sierra wyczuła atak paniki zanim jeszcze moje serce zaczęło bić szybciej. Suka zmusiła mnie do zejścia z zatłoczonego chodnika i zatrzymana się pod ścianą jednego z wieżowców. Czułem, że mój oddech jest coraz płytszy i coraz szybszy, a myśli biegną zbyt szybko by jakakolwiek była w stanie zostać zauważona. Nie wiedziałem nawet kiedy usiadłem na ziemi. Poczułem tylko jak wielki, czarny pies wciska się za wszelką cenę na moje kolana, liżąc mnie po ukrytej w dłoniach twarzy. Po chwili dołączył do nas Cliff. Dwa mokre języki i dwa nerwowo uderzające o moje nogi ogony. Starając się za wszelką cenę skupić na obecności psów udało mi się uspokoić, jednak jeszcze przez jakiś czas siedziałem na chodniku z zamkniętymi oczami i drżącą ręką głaskałem dobermankę. Z tego stanu wybił mnie czyjś głoś i lekki dotyk na ramieniu. Podniosłem głowę i zobaczyłem pochylającą się nade mną kobietę.
- Wszystko w porządku? - spytała.
Pokiwałem głową.
- Tak, dzięki - odparłem z trudem przywołując na twarz cień uśmiechu.

<Tãnia? >

czwartek, 24 maja 2018

Od Vidara Maleva

Jako, że od ponad miesiąca w komisariacie, w którym pracowałem panował brak jakichkolwiek głębszych emocji spowodowany faktem, że w okolicznych dzielnicach jakoś nikt nie kwapił się do na tyle poważnego łamania prawa, aby zainteresować nasz wydział, domyślałem się, że i dzisiaj będę skazany jedynie na przeglądanie dokumentacji z dawno już odłożonych do umieszczonego w piwnicy pomieszczenia przypominającego bibliotekę, tyle, że zamiast książek były umieszczone w nim, najczęściej grube, teczki wypełnione po brzegi zapisami zeznać i relacji świadków, śledztw. Jakież, więc było moje zdziwienie, gdy niemal od wejścia usłyszałem melodyjny  i podniecony głos jednej z moich współpracownic, Samanthy:
- Vidar, wreszcie jesteś!
- Dla mnie też niezwykle miło Cię widzieć. - odparłem, próbując udać, że niczego nie zauważyłem.
Swoją drogą chyba w ogóle mi to nie wyszło, gdyż dziewczyna roześmiała się i, zarzuciwszy do tyłu swoje brązowe, kręcone, zebrane w koński ogon włosy, oświadczyła:
- Przestań się przede mną zgrywać, dobrze wiem, że tak naprawdę nie możesz się doczekać, abym powiedziała Ci, czym mamy się zajmować w najbliższym czasie!
- Rozgryzłaś mnie. - przyznałem, zdejmując z siebie mokrą od deszczu kurtkę i chowając ją do swojej szafki, skąd natomiast wyciągnąłem mundur.
- Otóż nie dalej niż przed kwadransem dostaliśmy zgłoszenie od jakiejś roztrzęsionej kobiety, która poinformowała nas, że kiedy weszła do mieszkania swojego syna, ujrzała mnóstwo krwi na ścianach i podłodze oraz kawałki jakiegoś sznurka. Oczywiście od razu domyśliła się, że musiało mu się przydarzyć coś strasznego, ale nigdzie nie mogła go odnaleźć.
- Chciałaś powiedzieć odnaleźć ciała denata. - poprawiłem ją odruchowo.
- Tylko ją cytuję. - odparła wyraźnie urażona.
- Jasne, po prostu po tylu latach tutaj ma się wykształcone pewne odruchy bezwarunkowe. - wytłumaczyłem się.
- Mówisz tak jakbyś spędził tu całą wieczność uganiając się za trupami. - stwierdziła, krzyżując ramiona na piersi.
- One przynajmniej nie są już w stanie mi zaszkodzić... - mruknąłem ledwie dosłyszalnie, wchodząc do przebieralni, gdzie zamierzałem nałożyć na siebie służbowe ubranie.
Kiedy tylko to zrobiłem, oboje udaliśmy się po broń, po czym ona skierowała się do garażu w celu wyprowadzenia z niego jednego z radiowozów, a ja po oba moje psy przebywające w boksie obok budynku. Podejrzewałem bowiem, że tym razem będą miały dużo roboty.

***

Gdy po około godzinie jazdy znaleźliśmy się pod wskazanym adresem,  pierwszym, co musieliśmy zrobić było zmuszenie zgromadzonych gapiów do odejścia z potencjalnego miejsca zbrodni. Tę kwestię wziąłem na siebie, podczas gdy moja koleżanka po fachu montowała wszędzie żółtą taśmę mającą zapewnić nam swobodę działania.
- Proszę się odsunąć i nie utrudniać nam pracy! - rzuciłem rozkazująco w stronę tłumu.
Większość z nich rzeczywiście się odsunęła, ale kilku wciąż stało jakby zafascynowanych tym, co rozgrywało się przed ich oczami, czego prawdę powiedziawszy w ogóle nie rozumiałem. Przecież do tego typu widoków trzeba się zwykle długo przyzwyczajać. Nie chcąc używać przeciwko nim siły fizycznej, przepchnąłem się z powrotem do auta i, otworzywszy bagażnik, wyprowadziłem z niego swego wilczaka, do którego rzuciłem krótką komendę:
- Do nogi!
Kiedy Manam ją wykonał, przypiąłem mu smycz i udałem się prosto w stronę ostatnich fanatyków, co, jak zawsze wystarczyło, aby czmychnęli na tyle daleko, bym nie musiał się nimi więcej zajmować zapewne myśląc, że sprowadziłem ku nim dziką bestię. W końcu mało kto przyglądał mu się na tyle dokładnie, aby móc upewnić się, że w rzeczywistości to zwykłe zwierzę domowe, a nie wilk. Po tym krótkim występie, zamknąłem go z powrotem i dołączyłem do Sam.
- Czy ktoś jeszcze oprócz matki spędzał u niego ostatnio czas? - postawiłem pierwsze ważne dla mnie w chwili obecnej pytanie.
- Owszem, dwudziestokilkulatka nazwiskiem Arves sprzątała u niego dwa razy w tygodniu, ale szczerze wątpię, aby miała dostatecznie dobry motyw i tyle samozaparcia by zrobić coś tak drastycznego. - potwierdziła, nakładając ochronne rękawiczki.
- Być może, lecz zasady to zasady i nawet kogoś w ogóle niepodejrzewanego na pierwszy rzut oka, musimy przesłuchać. - przypomniałem jej, robiąc to samo, co ona.

< Tãnia Arves ?>

Od Hansini Khan

Dzisiejszy dzień od samego początku nie zapowiadał się jakoś szczególnie interesująco, bowiem jedynym moim obowiązkiem związanym z pracą zawodową miał być zwykły, ośmiogodzinny dyżur w klinice, polegający jak zwykle głównie na zaszczepieniu kilku zwierząt, sprzedaniu tabletek na odrobaczanie, czy wyrobieniu paszportu i zaczipowaniu. Aby go chociaż trochę urozmaicić przed wyjściem z domu, przywołałam do siebie Terencjusza, a kiedy ten znalazł się koło mnie i z radosnym miauczeniem zaczął ocierać się o moje nogi, chwyciłam stojący na progu transporter i, schwyciwszy malca za kark, wpakował go do środka. Ten natychmiast podszedł do oddzielających go od świata zewnętrznego krat, zza których rzucił mi wyraźnie oburzone spojrzenie złotych oczu, co jak prawie zawsze sprawiło, że musiałam się roześmiać.
- Oj, daj spokój! Przecież to tylko niecałe dwadzieścia minut jazdy i znów będziesz wolny. - rzuciłam, naciskając klamkę i, pomagając sobie jedną nogą, wyszłam na zewnątrz.
Nim jednak zdążyłam dotrzeć do garażu, drogę zastąpiła mi rudo-biała suczka huskyego syberyjskiego merdająca w szalonym tempie ogonem, myśląca zapewne, że i tym razem spędzi ze mną całą dobę.
- Przykro mi Raufo, ale tym razem musisz zostać z innymi. - niechętnie ostudziłam jej entuzjazm.
Usłyszawszy to, obróciła się napięcie i pognała gdzieś na tyły domostwa urażona niczym księżniczka. Ja natomiast ruszyłam dalej, aby niedługo później, wstawiwszy klatkę z bengalem do bagażnika samochodu, usadowić się samej na miejscu kierowcy i odpalić silnik.

***

Dokładnie w wyznaczonym czasie znalazłam się po drzwiami przychodni weterynaryjnej, przed którą, mimo dość wczesnej pory, zdążyła już ustawić się spora kolejka. Swoją drogą ciekawe gdzie podziała się reszta personelu, mająca przygotować wszystko do otwarcia jeszcze przed moim przybyciem. - rozmyślałam, otwierając je. Zdecydowałam się jednak chwilowo nie roztrząsać za bardzo tej kwestii tym bardziej, że zza pleców dobiegło mnie głośne ujadanie jakiegoś dużego psa spowodowane zapewne dochodzącym do jego nozdrzy zapachem towarzyszącego mi kociaka. Nie zastanawiając się długo, obróciłam się w stronę jego właściciela, którym okazał się wysoki blondyn, próbujący za wszelką cenę uciszyć czekoladowego dobermana i powiedziałam z wystudiowanym uśmiechem:
- Zaraz zajmę się pana pupilem, tylko odstawię własnego w bardziej odosobnione miejsce.

<Anthony Moren?>

poniedziałek, 21 maja 2018

Seszat

Znalezione obrazy dla zapytania Ocicat 

Imię: Seszat
Płeć: Kotka
Krótki opis: Właściwie nikt z rodziny nie wie do końca jakim cudem kotka stała się prawowitym jej członkiem. Opcja najbardziej prawdopodobna zakłada, iż pewnej nocy, gdy wszyscy byli już pogrążeni w głębokim śnie, weszła zwyczajnie przez uchylone okno do pokoju Liama, gdyż była pierwszą istotą, którą ujrzał następnego dnia chwilę po obudzeniu. Na początku mężczyzna rozpytywał we wszystkich okoliczny domach, czy aby ktoś nie zgubił samicy ocicata, lecz szybko jego wysiłki spełzły na niczym, toteż, nie mając innego wyjścia i podsycany dodatkowo przez młodsze rodzeństwo, zdecydował się zaakceptować na stałe jej obecność. Niestety szybko okazało się, że to właśnie jego wybrała sobie na głównego przewodnika, toteż, gdy tylko chłopak przebywa w budynku, są praktycznie nierozłączni, co bywa nieco kłopotliwe, zwłaszcza, gdy akurat sprawdza prace swoich uczniów, a zwierzak próbuje wymusić na nim zabawę.
Właściciel:  Liam Watson

Liam Watson

Ale człowiek zawsze w końcu dociera do punktu, w którym rzeczy nie można dłużej odkładać na później, nie można być słabym przez jeszcze jeden dzień i obiecywać sobie, że jutro zacznie się inne życie.
 Jo Nesbø Syn


Podobny obraz

Liam Watson (czyt. Łotson)
  Klasa niższa | Masażysta i nauczyciel historii oraz filozofii, nie pogardzi również pracą dorywczą
  26 lat | 15.02.
Kanadyjczyk | Halifax
 Głos: Avicii

 Charakter: Na samym początku na pewno należy zaznaczyć, że jego obecny charakter wykształcił się w oparciu o całe jego dotychczasowe, najczęściej niezbyt kolorowe, życie, które już nie raz przyłożyło mu z zaciśniętej pięści w twarz jakby chcąc mu za wszelką cenę przypomnieć,że jest tylko nic nieznaczącym pionkiem w porównaniu do całego otaczającego go świata. Pierwszym tego uzasadnieniem jest z pewnością fakt, że, miał zaledwie dziewiętnaście lat, gdy pewnego dnia wyszedł przed dom i ujrzał ciało swego ojca spoczywające w kałuży krwi, czego obrazu mimo najszczerszych chęci nie jest w stanie wymazać sobie z umysłu do dnia dzisiejszego. Było to bowiem zbyt straszne i wstrząsające doświadczenie. Gdyby tego było mało, niecały rok później jego matka zachorowała na nowotwór piersi. Co prawda szybko poddała się operacji ich usunięcia, ale niedługo potem okazało się, że pojawił się kolejny. Tym razem jednak lekarze rozłożyli bezradnie ręce, twierdząc, że w najlepszym wypadku została jej zaledwie jedna wiosna życia. Ich przepowiednie się spełniły, zmarła bowiem osiem miesięcy później z powodu ogólnoustrojowych przerzutów, w tym takich, które już po około sześciu tygodniach od ogłoszenia tego śmiertelnego werdyktu całkowicie ją unieruchomiły, pozostawiając siódemkę swoich dzieci. Jako, ze to właśnie Liam był najstarszy, toteż od tego momentu to on musiał zastąpić młodszemu rodzeństwu oboje rodziców i zarobić na utrzymanie ich wszystkich. Na jego szczęście pewien z jego dawnych wykładowców doskonale zapamiętał jednego ze swoich dociekliwszych i inteligentniejszych uczniów, więc zaproponował mu posadę nauczyciela historii i filozofii. Chłopak, nie zastanawiając się długo, przyjął jego propozycję, zatrudniając się również jako masażysta w jednym z salonów w centrum. 
Nauczyło go to, że nie wszystko da się przewidzieć i zaplanować każdy swój krok co do jednego szczegółu oraz wyrobiło w nim takie cechy jak opiekuńczość oraz odpowiedzialność za innych, sprawiając, ze  stał się tym pewnym siebie, troskliwym osobnikiem, który zamiast łatwo się poddawać, walczy zaciekle ze wszystkimi przeciwnościami jakie stawia przed nim los jakim jest aktualnie. Teraz stara się również służyć dobrą radą innym i pobudzać ich do śmiechu, nawet, jeśli ma to być spowodowane jego własną osobą.
Aparycja: Z racji swoich mieszanych, duńsko-kanadyjskich genów Liam odznacza się wyróżniającą się na tle większości brazylijskiego społeczeństwa urodą, czego najlepszym dowodem jest jego bardzo jasna karnacja i zielone oczy odziedziczone po matce, które czasami mogą wydawać się jasnoniebieskie. W spadku po ojcu natomiast otrzymał mocno kręcone, brązowe i trudne do ułożenia włosy sięgające w jego przypadku trochę przed ramiona. Dzięki wieloletnim świadomym i nieświadomym ćwiczeniom fizycznym może poszczycić się wysoką nawet jak na swoją płeć (dokładnie na 2 m), muskularną i umięśnioną, wysportowaną sylwetką, kryjącą w sobie wielkie pokłady siły i energii. Dodatkowo zwykle na jego twarzy można dostrzec parodniowy zarost, którego zwyczajnie nie ma czasu zgolić. 
Partnerka: Obecnie zbytnio nie myśli o miłosnej przygodzie.
Rodzina:
*Nieżyjący już rodzice:
- duńska florystka Lone Eriksson, zmarła na nowotwór piersi w wieku 43 lat w wyniku przerzutów ogólnoustrojowych,
- kanadyjski poeta Alexis Watson, zamordowany w pobliżu własnego domu w wieku 45 lat
*Młodsze rodzeństwo:
- brat Aurelio (6 lat),
- siostry:
>  Gissele (9 lat),
> Olimpia (12 lat)
> Cynthia (16 lat)
> Kleopatra (20 lat)
> Sheere (24 lata)
Zainteresowania:
Właściwie to ma na nie teraz bardzo mało czasu, ale można do nich z pewnością zaliczyć:
* historię,
*filozofię,
*rozwiązywanie łamigłówek,
*eksperymentowanie z gotowaniem nowych dań (co trzeba przyznać rzadko kiedy mu nie wychodzi),
*dbanie o tężyznę fizyczną,
*oglądanie zachodów Słońca,
*zgłębianie tajemnic Wszechświata i ciał niebieskich,
*czytanie książek (szczególnie podróżniczych)  
Telefon: Jest właścicielem Noki 2 otrzymanej od matki na 18-te urodziny, na którą tak na prawdę nie było jej stać, ale chciała za wszelką cenę sprawić, żeby jej najstarszy syn nie czuł się gorszy w towarzystwie.
Pojazd: Zwykle chodzi piechotą lub korzysta z komunikacji miejskiej, ale czasem przemieszcza się Hexagonem R2.
Inne zdjęcia: Brak
Upomnienia: 0
Zwierzęta:
*Seszat
Pozostałe inf.:
*Z powodu swoich mieszanych genów i historii potrafi sprawnie posługiwać się takimi językami jak:
- duński,
- angielski,
- francuski,
- portugalski
*Jego ulubioną epoką historyczną jest antyk.
*Jest agnostykiem. 
*Miewa problemy z rozpoznawaniem stron, które stara się ukrywać poprzez wieczne noszenie zegarka i czarno-brązowej bransoletce z rzemyków, które pomagają mu je niwelować.   
*Posiada prawo jazdy, ale z niego nie korzysta. 
Właścicielka: WTSW/Howrse, SZOG/Doggi  
 

Tãnia Arves

Cierpliwy do czasu dozna przykrości,ale później radość dla niego zakwitnie.
Biblia
https://img.joemonster.org/i/2015/01/bezmakijazu_01.jpg

Tãnia Arves
  Klasa niższa | Sprzątaczka w jednej z firm w centrum,wolontariuszka w domu opieki społecznej
  26 lat | 20.05.
Brazylijka | Rio de Janeiro, przyszła na świat we własnym domu
 Głos: Emma Sameth 

Charakter: Zacznijmy od tego, że jej osobowość przystosowała się do warunków, w których żyła, ale nie zepsuła się też całkowicie przez działanie ojca. Wykształciła przez to skorupę, którą okrywa się zwykle, gdy widzi drugą osobę. Co się na nią składa? Pierwszą rzeczą jest uśmiech, często co prawda przygaszony, ale zawsze oznaka wesołości. Następna cecha jest wzięta zupełnie z innej kategorii, bowiem jest to twardość i wytrwałość, niezależnie od warunków zewnętrznych. Można by tak długo wymieniać, ale najlepiej jest postawić jej postać w uogólnionej perspektywie. Otóż jest ona cichą, zawsze lekko uśmiechniętą kobietą, która trwa zawsze niezmienna. Wewnątrz jest zaś jedynie wystraszonym dzieckiem, wrażliwą kulką emocji, która chce wybuchnąć, ale nie może, bo poniesie zbyt duże koszty. Zdecydowanie nie jest tam też osobą szczęśliwą, bo ojciec zadał jej mnóstwo cierpienia.
Aparycja: Wiele osób nazwałoby ją piękną. Mieliby rację. Tãnia posiada lekko brązową cerę, jak gdyby była to jedynie opalenizna. Oczy jej są barwy niebieskiej, która przechodzi w szarość. Włosy ma ciemnobrązowe, rozjaśnione przy końcówkach. Twarz ma gładką, bez znamion i innych skaz, ale reszta jej ciała pokryta jest bliznami, po ciosach ojca. Tãnia zwykle nie nosi makijażu. Głównie dlatego, że i bez niego nie można odmówić jej urody, ale poważniejszym powodem jest brak pieniędzy na takie rzeczy. Nie jest też zbyt wysoka, mierzy prawie metr siedemdziesiąt. Cechuje ją też szczupłość.
Partner: Brak
Rodzina:
Matka: Alzira - wykończona przez męża, nie żyje
Ojciec: Rodrigo (47 lat) - często wraca pijany, bije Tãnię
Zainteresowania: Ciężko tu cokolwiek wyróżnić, bo ma ojca tyrana, który nie pozwalał jej się swobodnie rozwijać, ale jeśliby się uprzeć można tu zaliczyć pomoc innym.
Telefon: {Zdjęcie}
 Pojazd: Nie posiada
Inne zdjęcia: Brak
Upomnienia: 1/3
Zwierzęta: Brak
Pozostałe inf.:
-Jest chrześcijanką.
-Tuż po śmierci matki, ojciec chciał sprzedać ją handlarzom żywym towarem, uchroniło ją tylko to, że tamci zostali schwytani przez policję.
Właściciel/ka: Azor(hw)

Terencjusz

Znalezione obrazy dla zapytania Kot bengalski młody

Imię: Terencjusz (w skrócie: Teren)
Płeć: Kot
Krótki opis: Został znaleziony przez Han w kartonowym pudle, które ktoś podrzucił pod drzwi kliniki weterynaryjnej. Dziewczyna, nie widząc innego wyjścia, postanowiła go przygarnąć i zapewnić mu jak najlepsze warunki. Na początku malec obawiał się byle szelestu, czy szybszego ruchu, ale po kilku tygodniach jego stan wyraźnie się poprawił, a on sam zaczął przejawiać takie cechy typowe dla kota bengalskiego jak energiczność i figlarność, połączone z wysoką inteligencją. Niezaprzeczalnym faktem jednak wciąż pozostało, że ze szczególnym szacunkiem odnosi się właśnie do Hansini i to głównie od niej domaga się uwagi. 
Właściciel: Hansini Khan

niedziela, 20 maja 2018

Raufa de la Pearl

Znalezione obrazy dla zapytania husky syberyjski

Imię: Raufa de la Pearl
Płeć: Suczka
Krótki opis: Chyba należałoby zacząć od tego, że Raufa została zamówiona przez swoją przyszłą właścicielkę zanim jeszcze przyszła na świat, co nastąpiło w jednej z lepszych, kanadyjskich hodowli huskich syberyjskich słynących na cały świat ze świetnych, łatwych do ułożenia psów o wysokiej inteligencji i wytrzymałości, a także skorych do współpracy z ludźmi, na czym dziewczynie szczególnie zależało ze względu na fakt, iż chciała by jej wymarzony pies pomagał jej w trakcie ich odnajdywania. Kiedy po około roku nastąpiło rozwiązanie, Han po raz drugi pojechała na miejsce, tym razem w celu obejrzenia całego miotu i wybrania tej kulki, która najbardziej by jej pasowała. Tą samą czynność powtórzyła jeszcze kilkakrotnie aż w końcu podjęła decyzję, iż jej partnerką będzie  właśnie Raufa. 
Kiedy czworonóg odnalazł po raz pierwszy kogoś poszkodowanego miał niepełny rok, co, biorąc pod uwagę fakt, że nie był przedstawicielem ras stosowanych do tego celu na szeroką skalę było nie lada osiągnięciem. 
Właściciel: Hansini Khan

Dziecię Księżyców von Meteorite

Znalezione obrazy dla zapytania Furioso

Imię: Dziecię Księżyców von Meteorite
Płeć: Klacz
Krótki opis: Dziecię Księżyców została odkupiona przez ojca Han z okazji jej 20-tych urodzin z jednej z lepszych brazylijskich hodowli furioso słynnej z koni zajmujących wysokie pozycje w zawodach skoków i ujeżdżania w wieku 2 lat, więc tak na prawdę obie zaczynają się dopiero poznawać. Już teraz można jednak stwierdzić, że klacz prezentuje takie cechy swojej rasy jak wysoka elegancja w czasie galopu i duża inteligencja, która czasami staje się nieco kłopotliwa, zwłaszcza, gdy samica sama otwiera sobie boks. Na całe szczęście nie udało jej się jeszcze nigdy wydostać poza teren gospodarstwa, ale pewnie i to jest tylko kwestią czasu. 
Właściciel: Hansini Khan

Hansini Khan

Ludziom niezbędny jest kontakt z naturą, inaczej ciało i dusza chorują.
Mark Chadbourn Władztwo ciemności. II tom trylogii Wiek złych rządów.

Znalezione obrazy dla zapytania indyjka

Hansini (W tłumaczeniu: Ta, która jeździ na łabędziach ; czasem zwana Han) Khan
  Klasa wyższa | Weterynarka i poszukiwaczka zaginionych
  20 lat | 31.01.
Hinduska | Delhi
 Głos: Mariah Carey 

Charakter: Na samym początku na pewno należy zwrócić uwagę na to, co w opisie Hansini jest najważniejsze, a więc rzucające się niemal od razu w oczy. Taką cechą jest z pewnością jej wieczny, często zaraźliwy optymizm i niezachwiana pewność siebie, nakazujące jej szukać pozytywnych stron nawet w skrajnie trudnych i beznadziejnych chwilach, w których większość ludzi na jej miejscu całkowicie by się załamała i straciła nad sobą panowanie. Jej główną dewizą jest bowiem teza, iż nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej, więc należy się cieszyć wszystkim, co otrzymało się od życia, nawet jeśli byłaby to najmniejsza błahostka. Niestety przez niektórych jest to mylone ze skrajnym stoicyzmem, co powoduje, że takie osobniki odwracają się od niej, twierdząc, że zbytnio dystansuje się do wszystkiego, co ją otacza. Może i jest w tym ziarno prawdy, gdyż dotychczasowe życie zdążyło ją już nauczyć, że nie zawsze da się wszystko do końca przewidzieć i sprawić, że nic Cię nie zaskoczy. Spowodowało to jednak tylko, że wyrobiła w sobie umiejętność zachowywania zimnej krwi i logicznego myślenia w każdych warunkach, kiedy to,zamiast wybuchać niczym wulkan, zamyka wszystkie emocje w sobie i stara się opracować jakiś plan działania, a nie całkowity ich brak. 
W stosunku do swoich pacjentów i ich właścicieli natomiast zawsze wykazuje się wielkim poświęceniem i zaangażowaniem, czego najlepszym potwierdzeniem jest fakt, że potrafi jechać do nich nawet w środku nocy przez wiele kilometrów z byle powodu. Stara się również robić wszystko, co w jej mocy, by jak najszybciej powracali do pełni zdrowia, a gdy jest to już niemożliwe, chociażby przedłużyć im choć trochę życie. 
Aparycja: Z racji swoich mieszanych, indyjsko-egipskich genów Han odznacza się wyróżniającą się pośród tłumu Brazylijczyków urodą, czego głównym przejawem są jej duże, piwne oczy i grube, spływające urzekającymi kaskadami daleko poza pas, kręcone włosy o kolorze gorzkiej czekolady odziedziczone po matce. W spadku po ojcu otrzymała natomiast połyskującą, oliwkową karnację oraz długie, ciemne rzęsy.  Kolejną charakterystyczną cechą, sprawiającą iż większość mijających ją mężczyzn zatrzymuje na niej wzrok na dłużej jest z pewnością jej smukła, giętka, wysoka jak na przedstawicielkę płci pięknej sylwetka (1,95 m) oraz lekki chód, sprawiający, że niektórzy mają wrażenie, iż prawie nie dotyka stopami ziemi, a zamiast tego unosi się w powietrzu. 
Zgodnie z przykazaniami jej religii dziewczyna we wszelkich miejscach publicznych z wyjątkiem pracy nosi różnokolorowe sari oraz liczne, drogocenne i rzucające się w oczy nawet z daleka ozdoby (te zakłada również do kliniki i w teren). W czasie spełniania obowiązków natomiast ma na sobie zwykle roboczy fartuch i lekkie, niekrępujące ruchów, połyskujące szaty, którym towarzyszy zarzucona na ramiona, ręcznie haftowana chusta.
Partner: Wychodzi z założenia, że swego jedynego spotka przypadkiem, więc specjalnie nie stara się go szukać.
Rodzina:
 *Ojciec: Birbal (Waleczne Serce) Khan, indyjski pediatra (54 lata),
*Matka: Lalya (Noc) Eon, egipska archeolożka (46 lat),
*Starszy brat: Maulik (Cenny) Khan, biolog (24 lata) 
Zainteresowania:
 *W wolnych chwilach uwielbia grać na harfie.
*Pasjonują ją obyczaje i kultury innych krajów.
*Interesuje się również antykiem.
Telefon: Microsoft Lumia 950
Pojazd: Na co dzień posługuje się sprezentowanym jej przez rodziców z okazji wejścia w dorosłość Porsche Macan GTS, a w trakcie pracy terenowej Mitsubishi Pajero zakupionym jej przez nieżyjącego już dziadka od strony matki.  
Inne zdjęcia:
 *W sari
Upomnienia: 0
Zwierzęta:
 *Dziecię Księżyców von Meteorite
*Raufa de la Pearl
*Terencjusz
Pozostałe inf.:
 *Sari zakłada jedynie wybierając się do miejsc publicznych (z wyjątkiem pracy) i gdy ktoś obcy przychodzi do jej rodzinnego domu.
*W przyszłym wcieleniu chciałaby zostać bielikiem amerykańskim.
*Zdarza jej się dodatkowo być wolontariuszką w schronisku dla zwierząt.
*Z racji swoich mieszanych genów i historii potrafi posługiwać się praktycznie płynnie takimi językami jak:
- portugalski,
- hindi,
- angielski,
- arabski (dokładnie: dialekt egipski),
*Jej ulubionym gatunkiem muzyki jest szeroko pojęty rock.
*Ponoć umie również pięknie malować.
Właścicielka: WTSW/Howrse, SZOG/Doggi