czwartek, 31 maja 2018

Od Hendrika Sørensena

Środa.
Przynajmniej tak mi się wydaje, równie dobrze to może być czwartek albo wtorek, nawet piątek-
Kiedy nic ciekawego nie dzieje się w szpitalu, dni zlepiają się ze sobą, bo żaden niczym się nie wyróżnia, a jedynym zadaniem czekającym na ciebie jest podawanie leków i obserwowanie monitorów z migającymi informacjami; są jedynie dwie opcje, które mogą rozwiązać nudę : albo stanie się coś ciekawego i automatycznie monotoniczność zostanie przerwana, albo nic się nie stanie i będziesz gnić do końca zmiany.
W sali, którą nadzorowałem razem z jedną z starszych pielęgniarek, Vitórią, nic się nie działo. Jak zawsze.
Dwóch pacjentów leżało spokojnie, jeden coś pomrukiwał pod nosem gdy Vitória się przy nim krzątała. I nic prawdopodobnie nie stałoby się, gdyby nie trzask dochodzący z korytarza.
Drzwi nagle otwierają się z hukiem i do sali wparowuje Silvio, jeden z ratowników pogotowia. Nie wiem, co ktoś z ambulansu może robić na OIOMIe, szczególnie popołudniem tak parnego dnia, kiedy na pewno ktoś gdzieś zemdlał na ulicy. Podnoszę jedynie brwi wysuwając głowę zza monitora. Silvio łapie ze mną kontakt wzrokowy i mimo, że jesteśmy dość daleko od siebie, widzę podekscytowanie malujące się w jego oczach i mimowolnie wstaje z krzesła. On podbiega do mnie i łapie za rękę tak mocno, że przez chwilę nie potrafię myśleć o niczym innym, niż jego długich palcach wciskających się w moje ramię.
- Brakuje nam ludzi, jedziesz z nami - mówi na jednych wydechu, rozglądając się wielkimi oczami po sali. Dwa łóżka są puste, dwa naprzeciwko siebie zajęte przez naszych pacjentów. Spoglądam kątem oka na Vitórię, która przytakuje, jakby chciała powiedzieć, że sobie poradzi.
- Dobra, niech będzie.

W ambulansie trzęsie, a kierowca jedzie tak szybko, jakby ktoś trzymał mu pistolet przy skroni i popędzał. Chcę zapytać się, co takiego się stało, że brakuje personelu, kiedy Silvio nagle odchrząkuje głośno.
- Wypadek, zderzyły się dwa samochody osobowe, z tego co wiem, to chyba sześć, siedem osób rannych.
- Czemu brakuje wam ludzi - nie jestem pewien, czy zabrzmiało to jak pytanie, ale jestem skupiony na przelatywaniu wzrokiem po szafkach i sprawdzaniu, co tak naprawdę mogę zrobić jako pielęgniarz a nie lekarz. Kątem oka widzę, jak Silvio wzrusza ramionami burcząc coś pod nosem.
Dojeżdżamy do miejsca wypadku po jakiś piętnastu minutach i wszyscy zeskakują na ziemię. Wtedy zdaje sobie sprawę, że oprócz mnie, Silvia i kierowcy jest tylko jeszcze jeden ratownik, co nie ma sensu, bo kiedy rano zaglądałem na SOR było ich jeszcze z dwóch.
- Silvio, co ty- nie zdążam ochrzanić Portugalczyka, bo on łapie mnie podekscytowany za rękę (znowu cholernie mocno) i ciągnie gdzieś do przodu.
- Słuchaj, wiem, że miałeś ostatnio urodziny i słyszałem, że mówiłeś coś ostatnio o tym, że jedyne, czego potrzebujesz, to pomoc przy czyimś morderstwie i akurat tak wyszło, że zobacz! - Silvio wypycha mnie przed siebie i ląduję przed żółtą taśmą. Za nią stoi trójka ludzi nachylających się nad czymś na ziemi. Odwracam się w stronę ratownika, który obserwuje wszystko z iskierką w oczach, ale widzę podenerwowany grymas na jego twarzy.
- To miejsce zbrodni! - wykrzykuje on, nie pozwalając mi nic powiedzieć - Potrzebowali ratowników, bo była dwójka rannych no i jeden tam leży i podobno nawet długo! Nie o tym mówiłeś?
- To był sarkazm, idioto - równocześnie mam ochotę go uderzyć i śmiać się z niego. Silvio nie wydaje się być urażony, wręcz podskakuje wyżej, pokazując coś w oddali.
- Patrz, Ines już poszła do jednego poszkodowanego, chodźmy do tego drugiego!

---

- ...mężczyzna, czterdzieści dwa lata, Portugalczyk, jak nie odsuną mnie od pracy przez to, to będzie wspaniale - Silvio podnosi na mnie wzrok spod zmarszczonych brwi. Kończy zawijać bandaż na nodze rannego i podnosi się.
- Jakby cię to obchodziło - podnosi brwi wyzywająco i ma rację. Nielegalne czy nie, to całkiem niezła zabawa, scena zbrodni, robienie z siebie prawdziwego lekarza, może nawet detektywa-
Silvio robi nagle wielkie oczy i obraca się na pięcie, znikając w ambulansie. Już chcę go wyśmiać, kiedy słyszę odchrząknięcie za sobą.
- Rozumiem, że pan jest lekarzem? - blondyn o zimnym spojrzeniu, wyższy o głowę ode mnie, spogląda na mnie z kamienną twarzą. Zauważam odznakę policyjną przypiętą do paska i automatycznie się uśmiecham.
Zabiję Silvia i będzie to bardzo powolna śmierć.
- Tak, tak. Hendrik Sørensen. Pan? - ściskam dłoń mężczyzny, wyraz jego twarzy się nie zmienia.
- Vidar Maleve. Inspektor, wydział kryminalny. Co z nim? - ruchem głowy wskazuje na ambulans stojący za nami i sam już nie wiem, czy chodzi mu o poszkodowanego, czy o samego ratownika, który tak szybko uciekł, gdy on się pojawił. Wzruszam ramionami, mając nadzieję, że wystarczy mu taka odpowiedź.
- Widział pan ciało?
No teraz to cię Silvio ukatrupię.
- Jeszcze nie, dopiero przyjechaliśmy - mam wrażenie, że uśmiech zajmuje większość mojej twarzy. Myślałem, że przez pójście na pielęgniarstwo zamiast na medycynę uda mi się uniknąć zajęć w prosektorium, a tu proszę, mam właśnie spotkać się twarzą w twarz z trupem.
Mężczyzna robi gest ręką, jakby zapraszał mnie na scenę zbrodni. Przechodzę niepewnie pod żółtą taśmą i prawie trafiam w plecy jednej z osób nachylających się nad zmarłym. Kiedy łapię równowagę, staję obok nich, spoglądając jednym okiem zza kartek w dłoni na leżącą kobietę.
Ma ciemne, długie włosy i letnią sukienkę na sobie, to mógł być praktycznie każdy, od Brazylijki po turystkę, choć jest blada, ale to chyba nie cecha, tylko to, że to jest  t r u p-
- I co? - muszę dłuższy czas stać w bezruchu, patrząc się na kobietę i pracowników w kombinezonach krzątających się wokół niej. Odwracam głowę w bok i znów stykam się z wcześniejszym blondynem. Jezu, ile można. Musi kierować całym tym śledztwem. Mam nadzieję, że nie zauważył, że kompletnie nie wiem, co mam robić.
Silvio, masz mocno przerąbane.
Już chcę zacząć coś mówić z nadzieją, że w potoku słów pojawi się choć odrobina sensu, kiedy ktoś ciągnie mnie za tył fartucha. Odwracam głowę i widzę, kogo mógłbym się spodziewać, Ines ze zmarszczonymi brwiami. Zza drzwi ambulansu wystaje głowa Silvio, który po sekundzie wyciąga kciuki w górę. Ratownik musiał nie wprowadzić swojej współpracowniczki głęboko w swój pokrętny plan, bo wydawała się być niemało zdziwiona.
- Hend- Doktorze Sørensen - widzę, jak bardzo powstrzymuje się przed przewróceniem oczami - Bierzemy poszkodowanych na obserwacje - podnoszę brwi jak najwyżej mogę, próbując dać jej znak, że potrzebuję wymówki na wyjście z tej niezręcznej sytuacji - Plus, dostaliśmy wiadomość, że jest pan potrzebny na oddziale.
Próbuję udać zawiedzionego, gdy odwracam się z powrotem w stronę inspektora. Z jego miny wynika, że nie kupuje niczego, co się dzieje, ale i tak uśmiecham się przepraszająco.
- Obowiązki wołają.
- No ale przepraszam bardzo- przed powrotem do ambulansu zatrzymuje mnie silna ręka, która opada na moje ramię. Cholera, pewnie nie dość, że mierzy sobie ze dwa metry, to jeszcze ma mięśnie ze stali - Co z ciałem?
- Och- Wszyscy jakby zatrzymują to, co robili, żeby patrzeć, jak siłuję się z dłonią inspektora położoną na moim ramieniu. Żeby jakoś, chociaż jakoś wyjść z sytuacji zaczynam nerwowo grzebać po kieszeniach i wysuwam pierwszy lepszy papierek, który znajduje w odmętach fartucha - w razie czego, proszę skontaktować się ze mną prywatnie.
Bez kolejnego słowa wskakuje do ambulansu, mając nadzieje, że kupił mój blef.
- Niezła akcja! Ale jazda!
Mam ochotę zdzielić Silvia w tę jego roześmianą gębę, ale powstrzymuję się, przeszukując jeszcze raz kieszenie fartucha. Mimo wszystko jestem ciekaw, co dostało się policjantowi, paragon, może stary kupon albo zużytą kartę podarunkową, kiedy orientuję się, czego mi brakuje.
- Cholera - syczę pod nosem. Automatycznie podskakuje do mnie Silvio. Ten człowiek jest niemożliwy, może być o dziesięć lat starszy ode mnie, jak nie więcej, a zachowuje się jak dziesięciolatek.
- Co się stało? Widziałem, że wcisnąłeś mu coś, nieźle, żeby go zdezorientować! Co mu dałeś?
Świetnie, nie dość, że upokorzyłem się przed jakimś obcym policjantem, to jeszcze Silvio tym bardziej się ode mnie nie odczepi.
- Dałem mu niechcący moją wizytówkę. Fotograficzną. Świetnie.

---

Tak samo, jak środa (środa? To chyba była środa) była dniem pełnym emocji, tak w czwartek nic się nie działo. Przenieśli mnie z dwupacjentowej sali do innego miejsca, gdzie miałem zajmować się dwójką poszkodowanych, których zgarnęliśmy dzień wcześniej. Kobieta po sześćdziesiątce wciąż była nieprzytomna, mężczyzna, którego wcześniej opatrywał Silvio był pod obserwacją, bo mówił coś o wstrząsie mózgu. Nic naprawdę się nie dzieje, oprócz kilku problemów, które sprawia mężczyzna, bo łóżko niewygodne, a to telewizor nie działa. Rozkładam książkę na kolanach, mając na oku monitory i pacjentów, ale jedynym dźwiękiem innym, niż pikanie maszyn jest szum klimatyzacji, więc wszystko jej okej.
Nagle, mój telefon energicznie wibruje, prawie spadając ze stołu. Łapię go w ostatniej chwili z krawędzi biurka, by zobaczyć na podświetlonym ekranie spokojnie z dziesięć wiadomości od Silvio.

10:16
słuchaj
ALE AKCJA
zgadnij, kto jest na SORZE
ten policjant z wczoraj
ciekawe
PYTA O CIEBIE COOO
"gdzie jest doktor sorensen"
ale jazda
jesteś już martwy chyba haha

Już przykładam telefon do policzka, żeby zadzwonić do ratownika, kiedy drzwi sali otwierają się i zza nich wyłania się głowa Ines.
- Sørensen - gdyby mogła, strzelałaby laserami z oczu, wygląda na niewiarygodnie wściekłą. Nagle za nią pojawia się jasnowłosy inspektor z wczoraj, wciąż o tym samym, kamiennym wyrazie twarzy. Obok niego stoi kobieta z nieco mniej poważną miną. - Inspektor Vidar Maleve, wydział kryminalny, ale chyba się już znacie.
Na odchodnym przewraca oczami, kiedy rzucam jej wdzięczne spojrzenie.
- Mam nadzieję, że wszystko po naszym wyjeździe poszło jak po maśle - gubię słowa, oglądając się, czy nikogo nie ma w sali, oprócz nas i leżących pacjentów. Beatriz, moja współpracownica z sali krząta się przy kobiecie, ale wydaje się zbyt zajęta, by słuchać. Vidar podnosi brwi.
- Chcemy przesłuchać świadków. Samantha - kobieta stojąca obok niego podaje mi dłoń uśmiechając się łagodnie. Odwzajemniam uśmiech ściskając jej drobną rękę.
- Kobieta jest nieprzytomna, ale z mężczyzną możecie gadać - pochylam się lekko, usuwając im się z drogi. Oboje podchodzą do łóżka, a Beatriz odskakuje, skruszona i wraca pod monitor. Samatha podchodzi do niej i zagląda przez ramię, co robi pielęgniarka na komputerze. Przez chwilę chodzę po sali w tę i z powrotem, próbując się czymś zająć, kiedy w ciszy wybrzmiewa głos policjanta.
- Doktorze Sørensen - podskakuję, czując, jak stopy wrastają mi w białą posadzkę. Mężczyzna robi gest ręką, jakby zapraszał mnie, bym stanął obok niego. Już chcę to zrobić i dalej grać postać poważnego lekarza, gdy słyszę szurnięcie krzesła i Beatriz wstaje zza komputera.
- Doktorze? - robi wielkie oczy.
 - Tak, tak, à propos tego- łapię ramię inspektora i jestem lekko zdziwiony tym, jak twarde jest jego ramię, cholera, facet jest napakowany- Poproszę pana na chwilę na stronę.
Kiedy znajdujemy się w bezpiecznej odległości od Beatriz i jej wielkich, przerażonych oczu, puszczam ramię mężczyzny. Udaje mi się odetchnąć, gdy opieram się o ścianę korytarza. Wyszliśmy gdzieś dalej, bo nie kojarzę ludzi krzątających się między półotwartymi salami.
- Słuchaj, ilu osobom powiedziałeś...pan - sam nie jestem pewien, jak mam się do niego zwracać, ale nie wygląda na o wiele starszego ode mnie, więc decyduje się na bardziej bezceremonialne podejście - o tym, że jestem lekarzem?
- Czy to ma znaczenie? - podnosi brwi pytająco. Chyba nie sprawdził wizytówki, którą mu wcisnąłem wczoraj, dzięki bogu.
- Ma, ponieważ - biorę głęboki oddech, próbując patrzeć się blondynowi prosto w oczy, ale jego chłodne spojrzenie mnie spina, więc odwracam wzrok - Nie jestem lekarzem.
Przez chwilę stoimy w ciszy, kiedy próbuję pozbierać myśli i wyjść z całej sytuacji z żartem, kiedy Vidar odchrząkuje.
- Przepraszam, co?
- Jestem pielęgniarzem - wzruszam ramionami uśmiechając się przepraszająco- Długa historia z całą tą wczorajszą akcją, krótko mówiąc kolega myślał, że zrobi mi przysługę, gdy pojedziemy na miejsce zbrodni. Nie pomyślał o tym, że mogę być wzięty za pełnoprawnego lekarza...I tak dalej.
Blondyn wzdycha ciężko i już chce odejść, kiedy instynktownie łapię go za rękaw munduru.
- Tylko proszę, nie składaj skargi albo coś...Przełożony o tym nie wie. No, praktycznie nikt o tym nie wie, oprócz mnie i tych, co byli ze mną wczoraj. No i ciebie. Proszę, zrobię wszystko.
Mam wrażenie, że mężczyzna zaraz strzeli mnie w twarz, albo zostawi na korytarzu i poleci zgłosić to, co się stało, choć nie potrafię odczytać wyrazu jego twarzy.

Vidar Maleve?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz